Kozyra pełni funkcję prezesa od niespełna dwóch miesięcy. Jednak kluczową pozycję w radiu zajmuje właściwie od śmierci Woyciechowskiego. Konflikty narastały już od dawna.
– Każdy protest ma swoją Annę Walentynowicz – mówi jeden z buntowników. – Naszą został didżej Niuniek. Niuniek, czyli prezenter muzyczny Mariusz Nałęcz-Nieniewski, pracował w Zetce niemal od początku. Dwa tygodnie temu został wyrzucony przez prezesa Kozyrę bez podania powodów. W sposób typowy – jak podkreślają buntownicy – dla metod prezesa. – Woyciechowski nie był aniołem – mówi jeden z rebeliantów. – 90 proc. ludzi przez 90 proc. czasu bało się, że może w każdej chwili wylecieć, ale Woyciechowski miał wizję, autorytet i charyzmę. Cieszył się szacunkiem. Kozyra sprawuje władzę w sposób autorytarny, lecz nie ma za grosz autorytetu. Ludzi, którzy to radio tworzyli i ciężko pracowali na jego sukcesy, traktuje jak przedmioty.
Innego zdania jest Wojciech „Wampir” Jagielski, jedyna z gwiazd Zetki (w stacji od samego początku), która nie złożyła wymówienia. Jagielski, któremu strasznie żal odejścia kolegów, podkreśla, że nie wypowiada się jako przyjaciel Kozyry, lecz stara się patrzeć na sytuację jak szeregowy pracownik radia: – Każdy człowiek ma wady i popełnia błędy, ale Robert Kozyra jest świetnym menedżerem. Spotkała go duża niesprawiedliwość. Sądzę, że wielu kolegów, którzy pracowali tylko w Radiu Zet, nie zdaje sobie do końca sprawy, jak dobre jest to miejsce do pracy i jak w dużej mierze to zasługa Roberta. Ja w niejednym miejscu pracowałem, więc mam dobre porównanie.
W odpowiedzi na wyrzucenie Nieniewskiego dwudziestu dziennikarzy podpisało list do prezesa w jego obronie.