Pokój Maćka przypomina telewizyjną reżyserkę. Na biurku klawiatura komputera z monitorem, po przeciwnej stronie na zawieszonym na ścianie wysięgniku telewizor połączony z wideo. Obydwa monitory włączone, na komputerze ze stałym łączem internetowym cz@t towarzyski, na ekranie telewizora nagrany w nocy mecz NBA. Na podłodze wieża Thompsona z podwójnym kompletem kolumn. Na drzwiach odkręcona skądś aluminiowa tabliczka z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony” i nalepka z napisem „Strefa śmierci”.
Maciek mówi, że taka jest norma. Komputer i własny telewizor, w który nikt się nie wtrąca. Odtwarzacz CD jest zbyt oczywisty, żeby o nim mówić. – Pod choinkę spodziewam się nowego soniaka z nagrywarką CD – mówi. – Wytłumaczyłem rodzicom, że tak wyjdzie taniej niż kupowanie ciągle nowych płyt.
Komputery wkroczyły tryumfalnie do pokoi dzieci w latach dziewięćdziesiątych. Na początku commodore i atari, potem coraz bardziej firmowe pecety na częściach wyprodukowanych w Hongkongu. Psycholog Zofia Milska-Wrzosińska, prezes Centrum Psychoedukacji, mówi, że jednocześnie symbolicznie i dosłownie z pokoi dzieci wyszli rodzice.
Zostały sam na sam z elektronicznymi gadżetami. Rodzice zdezerterowali z pokoi swoich dzieci mówiąc – trudno, niech one robią, co chcą, my i tak mamy dość problemów z zarobieniem na to, co im kupujemy. Ale mają poczucie winy, starają się więc zrekompensować dzieciom swoją nieobecność, tworząc wirtualny świat, w którym nie będą się czuły samotne. Nie możemy co prawda być z dzieckiem, nie możemy mu dać siebie, ale coś trzeba mu dać, więc kupimy mu nowy telewizor. Pokoje dziecinne stały się pełne jakichś pozornych bytów, z którymi dzieci są w kontakcie.