Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Dorosłym wstęp wzbroniony

Psychologowie nie pozostawiają wyboru. Dziecko najpóźniej od trzeciego roku życia powinno mieć swój pokój. Na początku wydaje się to łatwe. Różowo-błękitny baldachim nad łóżeczkiem i jedna pastelowa ściana w chmurki i misie. Potem lalki, domek dla Barbie i Kena w pokoju dziewczynek, resoraki, kolejki i lego w pokoju chłopców. Obrazki z kotkami i pieskami na ścianach, korkowa tablica do przyczepiania skarbów. Dopiero kiedy pociechy przepoczwarzają się w nastolatki i postanawiają same urządzić swoje pokoje, zaczyna się problem, z którym rodzice przestają sobie radzić. Psychologowie zaczynają bić na alarm, że dzieci zostały we własnych pokojach porzucone.

Pokój Maćka przypomina telewizyjną reżyserkę. Na biurku klawiatura komputera z monitorem, po przeciwnej stronie na zawieszonym na ścianie wysięgniku telewizor połączony z wideo. Obydwa monitory włączone, na komputerze ze stałym łączem internetowym cz@t towarzyski, na ekranie telewizora nagrany w nocy mecz NBA. Na podłodze wieża Thompsona z podwójnym kompletem kolumn. Na drzwiach odkręcona skądś aluminiowa tabliczka z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony” i nalepka z napisem „Strefa śmierci”.

Maciek mówi, że taka jest norma. Komputer i własny telewizor, w który nikt się nie wtrąca. Odtwarzacz CD jest zbyt oczywisty, żeby o nim mówić. – Pod choinkę spodziewam się nowego soniaka z nagrywarką CD – mówi. – Wytłumaczyłem rodzicom, że tak wyjdzie taniej niż kupowanie ciągle nowych płyt.

Komputery wkroczyły tryumfalnie do pokoi dzieci w latach dziewięćdziesiątych. Na początku commodore i atari, potem coraz bardziej firmowe pecety na częściach wyprodukowanych w Hongkongu. Psycholog Zofia Milska-Wrzosińska, prezes Centrum Psychoedukacji, mówi, że jednocześnie symbolicznie i dosłownie z pokoi dzieci wyszli rodzice.

Zostały sam na sam z elektronicznymi gadżetami. Rodzice zdezerterowali z pokoi swoich dzieci mówiąc – trudno, niech one robią, co chcą, my i tak mamy dość problemów z zarobieniem na to, co im kupujemy. Ale mają poczucie winy, starają się więc zrekompensować dzieciom swoją nieobecność, tworząc wirtualny świat, w którym nie będą się czuły samotne. Nie możemy co prawda być z dzieckiem, nie możemy mu dać siebie, ale coś trzeba mu dać, więc kupimy mu nowy telewizor. Pokoje dziecinne stały się pełne jakichś pozornych bytów, z którymi dzieci są w kontakcie.

Polityka 50.2000 (2275) z dnia 09.12.2000; Na własne oczy; s. 116
Reklama