Archiwum Polityki

Dom Wielkiego Brata

„Big Brother”, TVN

Ruskie pierogi przekształciły się w hamburgera. Wielki Brat wcielił się w Big Brothera. Manipulowanie, podsłuchiwanie, inwigilowanie są jednak nadal w wysokiej cenie. Pokazane na telewizyjnym ekranie jeszcze rosną na wartości, a nawet okazują się godne wielkiej nagrody. „Big Brother”, który wcześniej już postawił swoją potężną stopę w Anglii, Holandii, Portugalii, Hiszpanii, USA, zapowiada obecnie inwazję na terytorium Polski.

Dziesięcioro naszych obywateli, wybranych metodą castingu, zostanie zamkniętych w specjalnie zbudowanym w tym celu domu, składającym się z 52 kontenerów. W czasie 100 dni kompletnie izolowani od świata zewnętrznego, pod kontrolą 28 kamer i 56 mikrofonów, będą spełniali czynności fizjologiczne, będą bawili się ze sobą i kłócili. Mogą także, jeśli przyjdzie im ochota, uprawiać seks. „Sunday Times Magazine” podawał w jednym ze swoich sierpniowych wydań, że uczestnicy brytyjskiej wersji programu byli rzekomo mamieni perspektywami udziału w kampanii reklamowej za wynagrodzeniem 50 tys. funtów dla pierwszej angielskiej pary, która zdecyduje się na seks przed kamerami. Telewidzowie, pozbawieni takich scen, oczekują przynajmniej golizny. „Pokażcie ich, jak biorą prysznic” – taki był najczęstszy postulat kierowany przez Internet do producentów programu.

Naznaczeni przez Wielkiego Brata przybywają na miejsce wyposażeni w jedną walizkę i jedną książkę. Nie mogą mieć telewizora, telefonu komórkowego, zegarka, ołówka ani kartki papieru, czyli nic, co łączyłoby ich ze światem zewnętrznym. Mól książkowy, intelektualista czy nawet zwykły inteligent, odczuwający choćby chęć przejrzenia gazety, w tym programie nie mają żadnych szans. Człowiek zagubiony na bezludnej wyspie ma przynajmniej kontakt z przyrodą.

Polityka 49.2000 (2274) z dnia 02.12.2000; Tele Wizje; s. 103
Reklama