Archiwum Polityki

„Tutaj ludzie dziwni, skąpi”

Po przeczytaniu artykułu Jerzego Kochanowskiego (POLITYKA 49/99) natychmiast odżyły wspomnienia z mojego dzieciństwa, kiedy jechaliśmy do Polski zza Buga wiosną 1945 r. Podróż ze Słonima (woj. Nowogródek) do Bytowia w odkrytych wagonach, tzw. węglarkach, trwała około sześciu tygodni. Co jakiś czas był przygotowany posiłek w punktach repatriacyjnych.

W Bytowie otrzymaliśmy dom i mój ojciec nawet przystąpił do naprawy dachu, gdy pojawiła się kobieta, która powiedziała: „meine hause”. To wystarczyło, że nie osiedliliśmy się w Bytowie, ale zawróciliśmy do Tomaszowa Maz., gdzie były przygotowane baraki na przyjęcie repatriant ów. Brakowało nam wszystkiego, ale mieliśmy dach nad głową, gorącą zupę, a nawet opiekę pielęgniarską. Znacznie gorzej przyjęli nas miejscowi ludzie. W szkole przezywano mnie „ruska” lub „chadziaja”, co nie przeszkadzało, że na wszystkich szkolnych świadectwach miałam oceny tylko bardzo dobre.

Moich rodziców również wyśmiewano za ich wschodni akcent. A dzisiaj, kiedy tysiące ludzi jest wypędzanych z domów na terenach objętych wojną, to Bogu dziękuję, że nasz pociąg ze Słonima pojechał w kierunku zachodnim, bo bardzo wiele wypełnionych „pasażerami” nie z własnej woli pojechało nieco wcześniej w przeciwnym kierunku. Większość z nich poginęło na nieludzkiej ziemi. Tym wszystkim, którzy przeżyli oraz ich potomkom, którzy będą tego chcieli, niepodległa RP powinna ustawowo zapewnić powrót do ziemi ich ojców, tak jak zrobiły to Niemcy i Izrael.

Regina Olszewska

Polityka 5.2000 (2230) z dnia 29.01.2000; Listy; s. 32
Reklama