Archiwum Polityki

Czarna Dziura

Zawsze można się pocieszyć. – Lepiej być drugim mężem wdowy niż pierwszym – powiada przysłowie. Czechow także przydaje się w potrzebie. – Kiedy zdradziła ciebie żona – napisał – pomyśl, że zdradziła tylko ciebie, nie ojczyznę! A znowu przemądrzalec Saphir ironizuje: – Małżeństwo to grób miłości. Na szczęście istnieje jeszcze życie pozagrobowe... Zgoda, nie brak pocieszek. Tak się jednak składa, że nijak nie umiem się pocieszyć od chwili, gdy pozbierałem kultywowane perły. Bohdan Cywiński rozsypał pełną ich garść na łamach „Życia”. Pytany o inteligenckie obrachunki po roku 1945 – temat wielu powstałych wówczas utworów – Cywiński zauważył: „To nie był ťwypadek przy pracyŤ. To było zdecydowane odstępstwo od wcześniejszej zasady moralnej. Mogę tu powiedzieć tylko jedno: uczciwy pisarz w pewnych czasach i w pewnych sytuacjach nie pisze... Patrząc na moje pokolenie czytelników, a maturę robiłem jeszcze przed październikiem 1956 roku, przypominam sobie, że doskonale wiedzieliśmy, iż współczesnej polskiej literatury w kraju po prostu nie ma, a tego, co powstaje, po prostu się nie czyta”.

Gdyby z podobną tezą wystąpił wychowanek prof. Bendera bądź trznadlopodobny nielot krytyczny, machnąłbym ręką. We współczesnych bajkach spotyka się baranki w wilczej skórze, kłapiące cudzymi zębami. Na postrach. Kłopot, że taki właśnie sąd (w trybie doraźnym) wygłosił autor „Rodowodów niepokornych”. Hurtowe potępienie wszystkich, którzy po roku 45 ośmielili się pisać, obudował Cywiński wspomnieniem szkolnym: „Ta świadomość była tak głęboka, że ja, wybierając się na polonistykę i bardzo dbając o szkolne stopnie, nie przeczytałem żadnej książki, która powstała po wojnie w kraju.

Polityka 5.2000 (2230) z dnia 29.01.2000; Groński; s. 85
Reklama