Archiwum Polityki

Różnice płciowe

Mam przed sobą podróż do Indii, na samo południe, do krainy, gdzie przed dwoma laty podejmowali mnie rządzący stanem Kerala nieprzejednani komuniści, leniniści, staliniści. W perspektywie tej podróży i późniejszej reżyserii teatralnej w Niemczech obiecuję, że poświęcę w felietonach więcej miejsca innym krajom. Na razie trzeci raz z rzędu, proszę darować, że poruszę problemy z dziedziny moralności.

Tym razem impuls pochodzi od dostojnych środowisk naukowych i to nie w Polsce, ale za granicą, w zachodniej Europie. Znakomita historyk sztuki pisze o zjawiskach współczesnej plastyki i wyznaje mi, że po to, aby opublikować swoją pracę, musi włączyć jakiś wątek kobiecy. W tym celu naciągając fakty pokazuje, że ekspresja kobiet była przez lata marginalizowana i że działa im się krzywda. Kłopot w tym, że to wszystko jest nieprawdą, nie ma ani materiałów, ani badań. Po to, by ta praca była postępowa, należy napisać, że seksizm, czyli triumf męskich szowinistów, zaważył również w pewnej marginalnej dziedzinie plastyki, na której w rzeczywistości nie zaważył. Moja znajoma jest świadoma, że na to, by praca zyskała dobre recenzje kwalifikujące ją do druku, musi być modna i potwierdzać tezy, które wszystko jedno czy są  prawdziwe, czy też nie.

Przygnębiła mnie ta wiadomość nie dlatego, żebym chciał zanegować liczne niesprawiedliwości między płciami, które utrwaliły się w historii. Zasmuciłem się, bo wielką ofiarą całego przedsięwzięcia jest prawda. I nauka, choćby tak mętna i nieokreślona jak historia sztuki, powinna powodować się szukaniem prawdy. Nie ma wielkiej różnicy jakościowej między udowadnianiem tez klasyków marksizmu-leninizmu na przykład w ogrodnictwie i w przedstawianiu wydumanej niedoli kobiet w jakiejś dyscyplinie sztuki, z tym że solidna dyktatura proletariatu potrafiła wymuszać zgodność swoich twierdzeń z drukiem, a konformizm w warunkach wolnego rynku wynika wyłącznie ze słabości.

Polityka 5.2000 (2230) z dnia 29.01.2000; Zanussi; s. 89
Reklama