Archiwum Polityki

„Dzieląc przez sto”

Korzystając z gościnnych łamów „Polityki” chciałbym zaprosić Szanownego Pana Ludwika Stommę na wycieczkę. Na mój koszt. Obiecuję: nie wyda Pan złamanego grosza. Muszę jednak uprzedzić: koniec z wygodnymi fotelami. Nie ma mowy ani o fruits de mer, ani tym bardziej o szklaneczce czerwonego Cote du Rhone. Zapewniam noclegi w piwnicach zrujnowanych domów i wikt: konserwy, które będziemy obaj musieli dźwigać na plecach przedzierając się przez góry. Propozycja z pozoru może niezbyt kusząca, za to moc wrażeń zapewniona. Po powrocie oczekiwałbym w zamian długiej z Panem Stommą dyskusji o tym, co widział. (...)

Szanowny Pan w swoim felietonie (POLITYKA 14) był łaskaw zarzucić mi właściwie wszystko, co tylko przyszło mu naprędce do głowy: fałszerstwo, brednie, nieuczciwość, działalność na zamówienie, tworzenie „rzeczywistości wirtualnej”. Długo by cytować. Kończy mocno, epitetami: dureń i nieudacznik. Pan wybaczy, ale zawiodę Pana. Nie podejmę polemiki na tym samym, brukowym poziomie, bo mierzi mnie ona.

Faktów w Pana tekście jak na lekarstwo. Znalazłem dwa. Twierdzi Pan, że w Kosowie nie było na tyle poważnych masakr, że warto byłoby o nich informować Polaków. Zgadzam się z Panem, że z perspektywy wygodnego fotela wszystko, co się tam działo, wydawać się może osobie niezbyt zainteresowanej tematem, mniej okropne niż było w rzeczywistości. Szkoda, że nie było Pana ze mną, gdy te płaczące albańskie dzieci, na które się Pan był łaskaw powołać, pokazywały mi ciało ich ojca pływające w studni; gdy szlochając tłumaczyły mi, jak ich ojcu serbscy bojówkarze, na ich oczach, podrzynali gardło.

Dla Pana miarą zezwierzęcenia jest liczba ofiar. Jeśli 100 tys.

Polityka 15.2000 (2240) z dnia 08.04.2000; Listy; s. 99
Reklama