Pomogłam w przysposobieniu przynajmniej piętnaściorga dzieci gorąco do tego namawiając wahających się, bezdzietnych lub mających własne dzieci przyjaciół, znajomych i ich znajomych. Odszukałam telefony w starych notesach. Zatelefonowałam do dziewięciu rodzin. Do pozostałych bałam się już dzwonić.
Zadzwoniła do mnie pani X. – Moja córka wychodzi dziś za mąż – powiedziała. – Ma pani w tym udział. Przed dwudziestu laty przeczytałam pani artykuł o adopcji. Popłakaliśmy się z mężem. Przyjęliśmy do rodziny dziewczynkę i kochaliśmy ją bardziej od syna, którego urodziłam. Zniszczyła nam życie.
Napisałam wiele tekstów o adopcji. Widziałam w domach dziecka setki dzieci, klejących się do każdego, kto bodaj zatrzyma na nich dłużej wzrok.
Polityka
41.2000
(2266) z dnia 07.10.2000;
Kraj;
s. 28