„Niezwykła dbałość o powierzchnię optyczną obrazu, duże wyczucie walorów dekoracyjnych – to główne atuty malarskie Oraczewskiego” – pisał przed laty Jarosław Daszkiewicz. I od tego czasu niewiele się zmieniło. Przekonać się o tym można oglądając wystawę najnowszych prac artysty, otwartą w galerii Państwowego Banku Kredytowego w Warszawie (co za czasów dożyliśmy – banki otwierają własne galerie). Oraczewski z pewnością jest mistrzem formy; z jego obrazów można uczyć studentów zagadnień kompozycji czy łączenia barw. Prace Oraczewskiego zdają się mieć w sobie coś z tradycji ekspresjonizmu abstrakcyjnego – gwałtowne pociągnięcia pędzla, chlapnięta i spływająca farba sugerują swobodny, niekontrolowany gest artysty. Ale to pozory. Wszystko jest bowiem przemyślane, nie poddane przypadkowi, przeprowadzone bez improwizacji, choć na improwizację wyglądające. Gest precyzyjny, mający walor gestu spontanicznego. Od lat Oraczewski eksperymentuje z łączeniem technik. Jego aktualne obrazy to w gruncie rzeczy synteza malarstwa, druku i reliefów, dająca nowe, zaskakujące i momentami bardzo ciekawe rezultaty artystyczne. To sztuka efektowna, przyciągająca wzrok, dająca się lubić. Świadczyła zresztą o tym frekwencja na wernisażu – takich tłumów w galerii na wystawie współczesnego malarstwa polskiego nigdy chyba nie widziałem. P.Sa.
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]