Archiwum Polityki

Barometr Europy

Czy Polacy nadają się do Unii? Publikujemy kolejne głosy. Rozmowa z prof. Normanem Daviesem, historykiem

Rozpad koalicji AWS-UW niektórzy komentatorzy przyjęli jako kolejny dowód, że istnieje specyficznie polski gen dezintegracji lub wręcz autodestrukcji.

To czysty nonsens, myślenie zaściankowe. Na problem polityki negatywnej trzeba patrzeć szerzej. We Włoszech na przykład ta tendencja do podziałów i kłótni, do wymiany rządów co parę miesięcy, jest silniejsza niż w Polsce.

Czy lekarstwem na te kłopoty ze stabilnością i przewidywalnością systemu politycznego może być model brytyjski: dwie silne partie, lewicowa i prawicowa, wymieniające się u sterów władzy?

Jako obywatel brytyjski widzę słabości systemu dwupartyjnego. Oczywiście miał on, tak samo jak system amerykański, okresy świetności, ale z czasem też się degraduje. Żeby zdobyć władzę, partia opozycyjna kradnie program partii rządzącej i wykorzystuje niezadowolenie wyborców z jej rządów. Tylko że w efekcie obie partie zaczynają wyglądać prawie tak samo, czyli że nie ma już prawdziwego wyboru.

A z jakich polskich doświadczeń historycznych Polacy mogliby czerpać energię pozytywną?

Nie wiem, czy Polacy są dostatecznie świadomi, jak w czasach nowożytnych mało mieli do czynienia z demokracją. W latach 20., po zaborach, powstały dziesiątki nowych partii, oczywiście skłóconych, aż weszła umiarkowana dyktatura sanacyjna. W latach 30., już całkiem nienormalnych w związku z kryzysem międzynarodowym i powstaniem nacjonalizmów, napięcia były tak duże, że blokowały prawidłowy rozwój systemu demokratycznego. Tak więc Polacy mieli politykę w swoich rękach raptem przez 20 lat przed 1989 r.

Więc jednak ciągle mówimy o doświadczeniach negatywnych?

Ale również dlatego, że pomija się doświadczenia wynikające z udziału Polaków w polityce zaborców. Wielu Polaków działało w Reichstagu, w rosyjskiej Dumie, w parlamencie wiedeńskim.

Polityka 40.2000 (2265) z dnia 30.09.2000; Ogląd i pogląd; s. 28
Reklama