Archiwum Polityki

Czym śpiewak dla ludzi

Lata dwudzieste. Podwórko czynszówki w dzielnicy miasta, które dla jednych było Krakowem, dla drugich nazywało się Kroke. Żyć w Krakowie czy żyć w Kroke, na Kazimierzu to różnica. Zauważalna na starych zdjęciach. Wracająca przypomnieniem, gdy spod warstwy tynku wyłonią się czarne, poskręcane litery, a skrzypienie zbutwiałych podłóg budzi tych, co od dziesiątków lat mieszkają w domach nawiedzanych przez duchy, posługujące się językiem umarłych. Coraz cichszym, gasnącym jak płomyki świec pobłyskujących jedynie we wspomnieniach starych ludzi. I tylko oni słyszą oddalającą się piosenkę:

Lata młode, lata moje młode
Och, przepadły jak kamienie w wodę...

Więc było tak: na podwórzu wydzierał się śpiewak z obnośnym talentem. Okropnie fałszował. Na dodatek nie nauczył się tekstu. Zastępując poetyckie frazy tandetą improwizacji. Wtedy na galeryjce pojawił się łysy mężczyzna.
– Chodź pan! – powiedział. – Pokażę, jak to trzeba śpiewać. Chodź pan! Nauczę pana słów. To ja je napisałem. To moja piosenka „Kinderjoren”.
– Akurat! Co mi zawracasz głowę, reb Jid. Ja tę piosenkę śpiewam już wiele lat. Ona powstała w czasach zburzenia świątyni przez rzymskich Hamanów. A ty chcesz mi wmówić, że jest twoja – obruszył się domokrążny szołmen.

Rzadko zdarza się, by utwór literacki tak wyraziście oderwał się od twórcy. Stał się anonimowym zapisem. Ten los spotkał Heinego – po Lorelei. Ale o Heinem napisano całe biblioteki. Natomiast bohater podwórkowej przygody Mordechaj Gebirtig jest nadal poetą ze strefy cienia. Tym większa zasługa izraelskiego pisarza Natana Grossa. Autora książki „Żydowski bard” (Wyd. Księgarnia Akademicka). Z pasją detektywa Gross odtworzył koleje losu poety, który całe życie przebiedował w Krakowie.

Polityka 40.2000 (2265) z dnia 30.09.2000; Groński; s. 110
Reklama