Grupa polityków (głównie ZChN) i urzędników zamierza wzmocnić kasę obecnego rządu, przy okazji rozdając karty na rynku telekomunikacyjnym na najbliższe lata, może na cały kolejny wiek.
– SLD z PSL dzieliło GSM, my podzielimy UMTS – jasno stawia sprawę poseł AWS. – Dzieli ten, kto rządzi.
Od urzędników Ministerstwa Łączności można jednak usłyszeć i inne uzasadnienie: pośpiech w przetargu nakazuje nam korzystna sytuacja, jaka się wytworzyła przy sprzedaży podobnych licencji w Europie. Rząd Gerharda Schrödera zarobił na takiej operacji prawie 50 mld euro, rząd Tony’ego Blaire’a – 38 mld euro. Zdaniem urzędników MŁ – kto się szybko decyduje, bierze podwójnie. Po pierwsze, możemy zarobić masę pieniędzy i po drugie – znaleźć się w gronie pionierów trzeciej generacji telefonii.
– To wymarzony moment – mówi Mirosław Marcinkiewicz, dyrektor generalny w resorcie łączności. – Możemy wskoczyć do pociągu z napisem „nowoczesność” i być w pierwszym wagonie.
Pod młotek
Co takiego sprzedaje minister Tomasz Szyszko, że licencja musi być aż tak droga? Najkrócej mówiąc, minister prywatyzuje kawałek powietrza nad Polską, a konkretnie pod młotek idą częstotliwości, które wykorzystuje się do przesyłania drogą radiową sygnałów będących zakodowaną informacją (może to być głos, tekst, film, obraz). Wykupienie przez jakąś firmę licencji na UMTS oznacza dzisiaj zaklepanie sobie miejsca na niebie, by w przyszłości zarabiać na tym, że będzie się przewozić cudze informacje.
UMTS to na razie pieśń przyszłości. Technologia, sprzęt są jeszcze w fazie badań laboratoryjnych i prototypów. Zdaniem Władysława Bartoszewicza, prezesa Polkomtelu SA, jak dobrze pójdzie, pierwszy popyt na usługi UMTS pojawi się w Polsce za około pięć lat.