Archiwum Polityki

Siła duszy

Skupiła w sobie sprzeczności dwudziestego wieku. Prawie zapomniana, pozostaje jednym z najciekawszych umysłów naszych czasów. 60 lat temu zmarła Simone Weil; na polski tłumaczył ją m.in. Czesław Miłosz.

Zżymała się, gdy wychwalano jej inteligencję. „Zachwyty nad moją inteligencją – podkreślała – mają na celu uniknięcie pytania: Mówi prawdę czy nie?”. Należała do francuskiej elity, a trzymała z robotnikami. Żyła literaturą i filozofią, a udzielała się w ruchu związkowym. Była pacyfistką, a pojechała walczyć do Hiszpanii przeciwko faszystom. Wychowała się w niewierzącej rodzinie żydowskiej, a niektórzy katolicy uznali ją za świętą.

Przez prawie całe życie cierpiała na straszliwe bóle głowy. Pod koniec 1938 r. stały się one nie do zniesienia. Obawiała się, że to guz mózgu. Czekając na badanie lekarskie, powiedziała rodzicom, że jeśli ma zostać poddana operacji, to jak najszybciej: jeszcze bardziej lękała się, że cierpienie fizyczne popchnie ją przez szaleństwo do samobójstwa.

Guza nie znaleziono, ale nie potrafiono przepisać leczenia. Cierpiała do końca krótkiego życia. Ratowała się recytacją poezji, jak wierzący modlitwą. W listopadzie tegoż roku miała przemożne wrażenie, że stoi obok niej Chrystus. Ale zatrzymała się na progu Kościoła. W historii chrześcijaństwa pociągały ją „herezje” takie jak średniowiecznych katarów, krwawo zduszone przez kościelną inkwizycję. Odczuwała solidarność ze wszystkimi, których Kościół nie obejmuje – pisał o niej Czesław Miłosz we wstępie do „Wyboru pism” – również z cywilizacjami, których nie obejmuje.

Nauczyła się sanskrytu i więcej miała szacunku dla myśli indyjskiej niż dla Starego Testamentu, w którym za najważniejszą uważała Księgę Hioba. W Biblii żydowskiej oburzały ją opowieści o Bogu, który każe wybić przeciwników do nogi. Kochała kulturę grecką, a najwięcej Platona.

Polityka 34.2003 (2415) z dnia 23.08.2003; Społeczeństwo; s. 83
Reklama