Archiwum Polityki

U Kornela w duszy niedziela

Polityka

Smutek jest to taki polski sos, którego się używa do każdej potrawy. Radość trzeba zawsze w Polsce przemycać przez celną granicę, na której stoi strażnik i nalepia etykiety” – pisał dawniej niż dawno Kornel Makuszyński. Sprawdziło się to w jego wypadku co do joty. I strażnik wychylony z budki się znalazł, i etykietka – grafomana i krwawego antysemity. Nie ja jeden musiałem uszczypnąć się w łokieć, kiedy dowiedziałem się o tym z wywodu Stanisława Mancewicza w „Wyborczej”. Zauważył to demaskatorskie odkrycie Maciej Rybiński, obruszył się na nie Stanisław Tym. Bo też mamy do czynienia z sytuacją znaną z klasyki: żądło umieszczone w nieodpowiednim odwłoku okropnie się stara użądlić – bodaj wieko trumny.

Właśnie minęła pięćdziesiąta rocznica śmierci autora powieści dla młodzieży, wierszyków dla dzieci, felietonów i humoresek dla dorosłych. Umierał w Zakopanem w biedzie, w zapomnieniu. Objął go zakaz publikacji, zakaz wznowień, zakaz wieczorów autorskich. Nie wiadomo, kto był informatorem Lechonia, w „Dzienniku” poety znalazła się scenka z 1951 r.: Makuszyńskiego na Krupówkach rozpoznała szkolna wycieczka. „Kornel – relacjonuje Lechoń – rozbeczał się jak bóbr. Biedne dziecko, które mniej wiedziało o świecie od tych dzieci...” Dla porządku godzi się przypomnieć: jedynym wyłomem w murze milczenia otaczającym pisarza była inicjatywa redakcji „Szpilek” – Antoni Marianowicz zamówił u starszego kolegi opowiadanie do świątecznego numeru tygodnika. Makuszyński znowu się popłakał, wzruszony, że jednak o nim pamiętają, wiedzą, kim był, jaką cieszył się estymą. Nie chodzi o dożywotnie członkostwo w Akademii Literatury: Kornela M., lokalowego bywalca, uznawali za najwyższy autorytet gastronomiczny restauratorzy i kelnerzy w Warszawie, Lwowie, Poznaniu, Krakowie, w sławnej knajpie Wierzbickiego w Radomiu.

Polityka 34.2003 (2415) z dnia 23.08.2003; Groński; s. 85
Reklama