Archiwum Polityki

„Gdzie ja mieszkam”

Mieszkam w USA od 20 lat, do Polski (aż do tego roku) jeździłem prawie co roku. W tym roku, po usłyszeniu całej historii (POLITYKA 36) – albo może lepiej histerii – o nowej polskiej ustawie, postanowiliśmy spędzić wakacje na Hawajach. Wygląda na to, że nasz „stary kraj” nie chce nas. Moja żona jest Amerykanką, nasze dzieci urodziły się w Stanach. Tu jest moja praca, mój dom. Tu płacę podatki, tu głosuję. O polskie paszporty starać się nie będziemy, to jest całkowicie bez sensu. Rząd polski nie posiada mnie ani mojej rodziny na własność. Jeżeli zamiarem Sejmu było utrudnienie Polonii więzi z krajem, to ten cel jest już osiągany.

Peter Gray, Polak z Kalifornii

 

Zdumiewająca ustawa! A cóż to kogo obchodzi, gdzie ja mieszkam i jakim dokumentem się posługuję? Jeśli popełniłem przestępstwo w danym kraju (np. będąc na urlopie), to znaczy naruszyłem kodeks karny danego kraju, to niezależnie od tego, jakim paszportem się legitymuję – będę musiał ponieść konsekwencje. Zgoda? I po co te komplikacje prostych rzeczy? Nawet gdybym miał pięć innych obywatelstw – muszę ponieść odpowiedzialność za swój czyn. „Karta Polaka”? A cóż to takiego? Gdyby Niemcy wprowadzili „Kartę Niemca”, wyobrażam sobie, jaki by się podniósł raban i głosy o powrocie do kryteriów „czystości rasy niemieckiej”. Po co się ośmieszać przed światem? Wstyd! Wstyd! Wstyd!

Zatroskany obywatel Polski z Niemiec

 

Od redakcji:

Do sprawy powrócimy w kolejnych numerach „Polityki”.

Polityka 37.2000 (2262) z dnia 09.09.2000; Listy; s. 83
Reklama