Politycy lubili zapewniać, że już za kilka miesięcy pokrzywdzeni będą mogli zajrzeć do swych ubeckich teczek. To termin zupełnie nierealny. Teraz chcą, by IPN ruszył pełną parą przed wyborami i denerwują się, gdy prezes IPN prof. Leon Kieres nie daje jednoznacznej odpowiedzi, kiedy to nastąpi. Trzeba najpierw przejąć i uporządkować blisko 100 kilometrów akt.
W Instytucie słowem najczęściej używanym jest „apolityczność”, co może dziwić, bo w ostatnich latach nie było instytucji publicznej równie politycznej, której powołaniu towarzyszyłyby tak wielkie polityczne emocje.
– Im o nas będzie ciszej, tym lepiej – to dewiza prezesa prof. Leona Kieresa, który dobrze zapamiętał słowa prof. Darii Nałęcz, dyrektora Archiwów Państwowych: albo przejdzie pan do historii, albo będzie to wielki upadek. Prof. Kieres mniej jednak myśli o historii, a bardziej o tym, by – na ile się da – ochronić IPN przed przekształceniem w oręż politycznej walki.
Polityka
46.2000
(2271) z dnia 11.11.2000;
Kraj;
s. 24