Archiwum Polityki

War Zone

[dla koneserów]

Reżyserski debiut znanego aktora angielskiego Tima Rotha (m.in. „Reservoir Dogs”, „Pulp Fiction”, „Rob Roy”). Wbrew tytułowi („Strefa wojenna”) nie ma tu żadnej batalistyki ani walki sztabów dowódczych. Polem bitwy jest natomiast życie rodzinne, z pozoru bardzo normalne, a może nawet szczęśliwe (właśnie rodzi się kolejne, trzecie dziecko). Wkrótce dowiemy się jednak o koszmarnej tajemnicy, którą odkrywamy oczami 15-letniego Toma. Jego rodzina przeniosła się właśnie z Londynu na wieś, gdzie chłopiec czuje się samotnie; teraz z konieczności skupia uwagę na życiu domowym swych najbliższych. Tom zaczyna podejrzewać, iż więzy łączące jego starszą siostrę Jessie z ojcem odbiegają od normy, oględnie mówiąc, a niebawem znajdzie aż nadto wyraźny dowód, podglądając oboje w opuszczonym bunkrze. Jest wielką zasługą Tima Rotha, iż pokazał to wszystko taktownie, bez epatowania i nadużywania tzw. mocnych efektów. Pomógł mu operator, zaglądając z bliska kamerą w twarze ludziom połączonym splotem nieszczęśliwych okoliczności. Są w filmie trzy bardzo dobre role: świetni są amatorzy wcielający się w postaci Toma i Jessie, natomiast prawdziwą kreację stworzył profesjonalista Ray Winstone: trudno w to uwierzyć, ale patrząc na ojca rodziny nie widzimy wcale zwyrodnialca, lecz głęboko nieszczęśliwą postać grzesznika, który nie ma świadomości swego grzechu. Przyznam się, że nie jestem miłośnikiem tego rodzaju filmów, staram się ich unikać, jak tylko mogę; „War Zone” oglądałem jednak z zainteresowaniem i przejęciem. To naprawdę znakomita robota filmowa. (zp)

[dla każdego]
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]

Polityka 46.2000 (2271) z dnia 11.11.2000; Kultura; s. 49
Reklama