Archiwum Polityki

Święty spokój

Lubiłbym spokój. Na pytanie: co słychać? chętnie bym odpowiadał: nic nowego, wszystko dobrze, wszystko po staremu. Na pytanie: jak leci? chętnie bym odpowiadał: jakoś leci. Lubiłbym mieszkać w spokojnym domu, w spokojnym mieście, w spokojnym kraju. Lubiłbym bezstresowe wieczory i poranki, wielbiłbym zwykłe życie, wszak zwykłe życie jest sielanką rajską.

Na sielankowe fotografie w Magazynie „Gazety Wyborczej” (nr 400) patrzę z ulgą, nostalgią i fascynacją. 15 września roku po narodzeniu Chrystusa 2000 kilkudziesięciu fotografów fotografowało Polskę od świtu do nocy; w rezultacie powstał cykl wizerunków, który śmiało (a także spokojnie) zatytułować można: „Jeden dzień z życia Polski”. Sprawa jest naznaczona (jak sądzę ponad intencjami twórców i pomysłodawców) wielką powagą egzystencjalną i artystyczną.

Dać literalne odzwierciedlenie jednego bożego dnia, opisać rzeczywistość od świtu do zmierzchu to jest odwieczny zamiar sztuki, w sztuce literackiej, powiedzmy: w dwudziestowiecznej sztuce literackiej skala tego przedsięwzięcia i skala zastosowanych technik mieści się pomiędzy nazwiskami na przykład Joyce’a i na przykład Sołżenicyna. Jeden dzień z życia to jest bardzo dobry pomysł, pomysł wydajny twórczo i metaforycznie, w końcu jeden dzień jest generalnie podobny do drugiego, podczas jednego dnia zdarza się na ogół to samo co w dni pozostałe: trzeba się obudzić, trzeba coś zjeść, trzeba coś zrobić i trzeba usnąć.

Rzecz wszakże w tym, że choć jeden dzień to jest bardzo mało, że choć rzeczywistość jednego dnia zdaje się być w zasięgu władz poznawczych i możliwości odzwierciedlających, to i ten świat jednodniowy jest w zasadzie nieuchwytny. 15 września Polskę fotografowało 59 fotografów i choćby ich było 590, choćby ich było 5900, choćby ich było 59 000, choćby na każdym ojczystym metrze kwadratowym stał jakiś fotograf i od świtu do nocy trzaskał zdjęcia temu metrowi kwadratowemu, to i tak w sumie z tak literalnie i tak wszechogarniająco uczynionego obrazu nie powstałby obraz pełny.

Polityka 46.2000 (2271) z dnia 11.11.2000; Pilch; s. 101
Reklama