Jeśli Senat do ustawy o przeciwdziałaniu wprowadzaniu do obrotu finansowego wartości majątkowych pochodzących z nielegalnych lub nieujawnionych źródeł (tak brzmi jej przydługa nazwa) nie wprowadzi większych zmian, to w połowie 2001 r. w gmachu Ministerstwa Finansów przed ekranami komputerów zasiądzie trzydziestu wysoko opłacanych pracowników Generalnego Inspektora Informacji Finansowej. Samego generalnego inspektora w randze podsekretarza stanu powoła premier. Koszt utworzenia tej służby rząd szacował w 1999 r. na 17,3 mln zł, z czego 1,9 mln zł miało pójść na wynagrodzenia (po 5110 zł miesięcznie na etat).
Na 30 pracowników GIIF spadnie lawina zawiadomień: według szacunków Związku Banków Polskich – ok. 8 mln rocznie. Dotyczyć one będą dokonanych transakcji finansowych i przeniesień praw własności, których równowartość przekracza 10 tys. euro (dziś to ok. 39 tys. zł). Takie transakcje będą musiały rejestrować banki, biura maklerskie, fundusze inwestycyjne i powiernicze, firmy ubezpieczeniowe i leasingowe, kantory, kasyna, Poczta Polska, towarzystwa emerytalne, notariusze i pośrednicy w handlu nieruchomościami. Ponadto nałożony zostanie obowiązek identyfikowania przeprowadzających te operacje osób fizycznych i prawnych. Osoba fizyczna do rejestru będzie musiała podać swoje imię, nazwisko, imiona rodziców, datę i miejsce urodzenia, obywatelstwo, adres zamieszkania, numer PESEL. Spisane zostaną numery jej dokumentu tożsamości. Trzeba też będzie podać dane umożliwiające ustalenie tożsamości i adresu beneficjanta transakcji. Informacje pozostaną w rejestrach przez 5 lat.
Praktycznie każda informacja o zakupie mieszkania, działki czy średniej klasy samochodu, o większej dywidendzie, premii czy odprawie emerytalnej, o wygranej w kasynie lub totalizatorze, o większej inwestycji na giełdzie lub w funduszu powierniczym, a nawet zakupie dewiz w kantorze musi w ciągu 7 dni trafić do GIIF.