W potocznej opinii, ale i wśród fachowców, mózg ludzki uchodzi za swego rodzaju fenomen: w objętości nie większej niż półtora litra zostało upakowane jakieś 100 miliardów neuronów. Oczywiście liczba połączeń między nimi idzie jeszcze parę rzędów wyżej. Badaczka angielska Susan Greenfield, autorka monograficznej pracy o mózgu, porównuje to do liczby drzew rosnących na 600 hektarach dżungli amazońskiej. Gdyby każdemu drzewu odpowiadał jeden neuron, to połączeń między nimi jest w przybliżeniu tyle, ile liści na owych drzewach. Z tego punktu widzenia mózg jest najbardziej skomplikowanym urządzeniem, na jakie dotąd natknęliśmy się we wszechświecie.
Do niedawna inwencja badaczy szła w dwóch kierunkach: korzystano z okazji, jakie stwarzało zetknięcie się z ofiarami różnych wypadków, czyniono obserwacje podczas terapii schorzeń mózgu. Nie bezawaryjne działanie, ale właśnie zachowanie mózgu w jego stanach patologicznych było głównym źródłem wiedzy o nim. I po drugie: obmyślano chytre eksperymenty z udziałem mózgu, na podstawie których wnioskowano o jego właściwościach.
W 1848 r. 25-letni brygadzista kolei żelaznej w Nowej Anglii Phineas Gage uległ paskudnemu wypadkowi. Podczas budowy nowej linii wiercił on otwory w skałach, wsypywał do nich materiał wybuchowy, wkładał lont i wysadzał kamienie w powietrze. Wskutek pomyłki wybuch zdarzył się jeszcze podczas ubijania ładunku; pręt metalowy służący do tego celu trafił Gage’a w twarz, przeszedł za lewym okiem i wyszedł wierzchem czaszki, lądując w odległości kilku metrów. Jeśli nie liczyć wybitego oka, Gage specjalnie nie ucierpiał: po odzyskaniu przytomności szedł o własnych siłach, zaczął normalnie rozmawiać. Po paru miesiącach wrócił do zdrowia, lecz jego charakter uległ istotnej zmianie. Dawniej był inteligentnym, lubianym przez wszystkich człowiekiem – po wypadku stał się wulgarny, skory do kłamstw i niegodny zaufania.