Archiwum Polityki

Czuj zwój!

Mało kto wie, że 18 marca jest obchodzonym także w Polsce Europejskim Dniem Mózgu. Mało kto wie też, że ostatnia dekada XX wieku jest zarazem Dekadą Mózgu. 25 czerwca 1989 r. ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush rezolucją numer 174 uhonorował w ten sposób nasz najważniejszy organ. Choć inne narządy lub organy mogą poczuć się niedowartościowane – nie było wszak Dnia lub Dekady Ręki, Nogi czy Biustu – trudno zaprzeczyć, że takie wyróżnienie mózgowi od dawna się należało. Parafrazując Montaigne’a, który zauważył, że rozum jest najsprawiedliwiej rozdzielonym dobrem na świecie, bo nikt nie narzeka, że ma go za mało – rzec można, iż podobnie jest i z mózgiem: nikt nie wybrzydza, że dysponuje wybrakowanym albo mało sprawnym modelem. Być może zadowolenie to wynika stąd, iż na dobrą sprawę ciągle nie wiemy, co mamy w głowie.

W potocznej opinii, ale i wśród fachowców, mózg ludzki uchodzi za swego rodzaju fenomen: w objętości nie większej niż półtora litra zostało upakowane jakieś 100 miliardów neuronów. Oczywiście liczba połączeń między nimi idzie jeszcze parę rzędów wyżej. Badaczka angielska Susan Greenfield, autorka monograficznej pracy o mózgu, porównuje to do liczby drzew rosnących na 600 hektarach dżungli amazońskiej. Gdyby każdemu drzewu odpowiadał jeden neuron, to połączeń między nimi jest w przybliżeniu tyle, ile liści na owych drzewach. Z tego punktu widzenia mózg jest najbardziej skomplikowanym urządzeniem, na jakie dotąd natknęliśmy się we wszechświecie.

Do niedawna inwencja badaczy szła w dwóch kierunkach: korzystano z okazji, jakie stwarzało zetknięcie się z ofiarami różnych wypadków, czyniono obserwacje podczas terapii schorzeń mózgu. Nie bezawaryjne działanie, ale właśnie zachowanie mózgu w jego stanach patologicznych było głównym źródłem wiedzy o nim. I po drugie: obmyślano chytre eksperymenty z udziałem mózgu, na podstawie których wnioskowano o jego właściwościach.

W 1848 r. 25-letni brygadzista kolei żelaznej w Nowej Anglii Phineas Gage uległ paskudnemu wypadkowi. Podczas budowy nowej linii wiercił on otwory w skałach, wsypywał do nich materiał wybuchowy, wkładał lont i wysadzał kamienie w powietrze. Wskutek pomyłki wybuch zdarzył się jeszcze podczas ubijania ładunku; pręt metalowy służący do tego celu trafił Gage’a w twarz, przeszedł za lewym okiem i wyszedł wierzchem czaszki, lądując w odległości kilku metrów. Jeśli nie liczyć wybitego oka, Gage specjalnie nie ucierpiał: po odzyskaniu przytomności szedł o własnych siłach, zaczął normalnie rozmawiać. Po paru miesiącach wrócił do zdrowia, lecz jego charakter uległ istotnej zmianie. Dawniej był inteligentnym, lubianym przez wszystkich człowiekiem – po wypadku stał się wulgarny, skory do kłamstw i niegodny zaufania.

Polityka 12.2000 (2237) z dnia 18.03.2000; Raport; s. 3
Reklama