Archiwum Polityki

Cytaty

W dziesięć lat po fali demokratyzacji, która ogarnęła Afrykę, wydaje się, że po raz kolejny nie powiodło się. Po euforii zmian przyszło głębokie rozczarowanie, a nadzieje szybko wyparowały. W Rwandzie, Burundi, w byłym Zairze, w Kongo-Brazzaville, w Sierra Leone i Liberii „transformacja ustrojowa” zamieniła się w krwawą jatkę. „Renesans Czarnego Lądu”, sławiony jeszcze dwa lata temu podczas afrykańskiej podróży prezydenta Billa Clintona, okazał się mrzonką. Wkrótce wybuchły wojny w Demokratycznej Republice Konga (dawnym Zairze), w Angoli, walki między Etiopią a Erytreą i prawie wszędzie górę biorą systemy autorytarne. W następstwie wyborów – mniej lub bardziej fałszowanych – umacniają się u władzy stare monopartie. Mizerna opozycja nie jest w stanie stawić im czoła. Krzepko dzierżą ster władzy dawni i nowi prezydenci, nie dając żadnych szans na zmiany. Socjolog Francis Akindes mówi o „ułudzie demokratyzacji” w czarnej Afryce frankofońskiej. Ma na myśli Gabon i Togo, Kamerun, Gwineę, Czad, Burkinę Faso. W Senegalu pozostająca u władzy od niepodległości partia socjalistyczna ciągle waha się, czy zdecydować się na wolne wybory.

Le Monde, Paryż

Polityka 12.2000 (2237) z dnia 18.03.2000; Cytaty; s. 14
Reklama