Archiwum Polityki

Między plusem a minusem

I nożyce się odezwały. Na mój felieton o fałszowaniu obrazu Kisiela odpowiedział we „Wprost” (nr 48 z 3 grudnia 2006) Maciej Rybiński. Mniejsza o inwektywy i insynuacje, bo to jest codzienne tworzywo felietonistyki Rybińskiego, która ponoć co poniektórych jeszcze cieszy, czego mu gratuluję. Chodzi o strukturę myślową tekstu. Pisze Rybiński: „Przede wszystkim, drodzy dzikusy – pisze Stomma – Kisiel nie był opozycjonistą. Lubił komuchów, dobrze się czuł w PRL, nawet jak go bili...”. Jest to oczywiście bezczelne kłamstwo. Niczego takiego nie napisałem. Aliści, i w tym tkwi niestety sedno sprawy, kłamstwa tego, choćby chciał, a wierzę, że chciał, należy bowiem mieć o bliźnich jak najlepsze mniemanie, nie mógł Rybiński uniknąć. Wpadł we własne manichejsko-propagandowe sieci. Pokój z nim, jest tu bowiem jedną z wielu, półświadomą ofiarą socjo-ideologicznego zjawiska, którego konsekwencje go przerosły. Formułą obowiązującą jest dzisiaj opisywanie PRL jako imperium zła, kraju ostatecznego zniewolenia i upodlenia obywateli, wszechobecnej agentury, zaprzedania i grzechu. Jeżeli już „najśmieszniejszego”, to jednak baraku w obozie koncentracyjnym.

Przy takim postawieniu sprawy, czy może raczej przy takiej diagnozie historyczno-ideowej, nie ma alternatywy. Ktokolwiek we względnie znaczący sposób (choć są też radykałowie, którzy podwyższą poprzeczkę i zakrzykną: w jakiejkolwiek mierze) partycypował w funkcjonowaniu owych najgłębszych kręgów piekielnych, smołą się pokrył po uszy, grzechem pierworodnym skaził i nie ma dla niego przebaczenia, jak to zresztą radośnie widniało w tytule jednej z audycji telewizyjnych. Jeżeli w tym systemie logicznym poważam się pisać, że był Stefan Kisielewski aktywnym posłem na Sejm PRL dwóch kadencji, felietonistą poddanego cenzurze, a więc „koncesjonowanego” tygodnika, kompozytorem wykonywanych w polskich salach niesłusznych lat utworów, że, co więcej, w jego kręgu towarzysko-przyjacielskim znaleźć można było ludzi ściśle związanych z reżimem, oznaczać to musi, że zaprzeczam, jakoby był Kisiel opozycjonistą, a wręcz twierdzę, że „dobrze się czuł w PRL, nawet jak go bili”.

Polityka 50.2006 (2584) z dnia 16.12.2006; Zanussi; s. 90
Reklama