26 sierpnia 1980 r. było upalnie i coraz bardziej nerwowo. Wprawdzie w Gdańsku, gdzie trwał strajk, odblokowano telefony i wznowiono rozmowy MKS z delegacją rządową, ale napięcie nie malało. Rozlewała się fala strajkowa na Górnym Śląsku, komitet strajkowy zawiązał się w Hucie im. Lenina. Państwowa telewizja i radio przekazywały tylko tyle informacji, ile puściła cenzura. A ta zaś puszczała tyle, ile wygodne było władzom.
A władze miały nowy kłopot. Mogły liczyć, że kogo jak kogo, ale prymasa Polski strajkujący posłuchają uważniej niż I sekretarza partii Edwarda Gierka. Bo gdy ten drugi 18 sierpnia wygłosił w telewizji przemówienie apelujące o powrót do pracy – nazajutrz stanęło prawie całe Wybrzeże. Dzień wcześniej, 17 sierpnia, przed bramą Stoczni im. Lenina ks. Henryk Jankowski odprawił mszę z udziałem strajkujących, a robotnicy wkopali drewniany krzyż w miejscu masakry stoczniowców w grudniu 1970 r. – tam, gdzie wkrótce stanie pomnik Poległych Stoczniowców.
Tego samego dnia prymas Wyszyński przebywał w Wambierzycach na Śląsku,
na maryjnych uroczystościach religijnych. Wygłosił wtedy przemówienie, w którym nie mógł nie odnieść się do bieżących wydarzeń: „W tej chwili, gdy Ojczyznę naszą napełnia tyle udręk, nie sposób być obojętnym na to, co niepokoi Naród i państwo, co niepokoi nasze rodziny i świat robotniczy, który podejmuje starania o należne Narodowi prawa społeczne, moralne, ekonomiczne i kulturalne (...) pragnę przypomnieć, co jest potrzebne naszej Ojczyźnie, aby zapanował spokój i rozwaga: po pierwsze – pracować rzetelnie, w poczuciu odpowiedzialności sumienia. Po drugie – nie trwonić, nie marnować darów ziemi, ale oszczędzać, bo pamiętajmy – jesteśmy Narodem ciągle jeszcze na dorobku.