Archiwum Polityki

Bomba w górę!

Przed tygodniem, lekturę „Polityki” rozpocząłem jak zwykle, od felietonów moich znakomitych sąsiadów – Jerzego Pilcha, Marka Grońskiego i Ludwika Stommy. Jakież było moje zdumienie, kiedy okazało się, że w tygodniu, w którym rozegrano pojedynek Kaczyński–Tusk, tuż po meczu PiS–Platforma, kolega Pilch przeżywa gorycz porażki naszych... piłkarzy z Anglikami. Oczekiwałem choćby aluzji do znanego piłkarza z Gdańska Donalda T., jego dryblingu i pracowitości na boisku, ale gdzie tam! Czytelnicy mieli wyborów po dziurki w nosie, zamiast fauli Kurskiego woleli poczytać o dżentelmenach boiska na Wembley. – Ma rację Pilch – pomyślałem. W porównaniu z kampanią prezydencką i wyborem marszałka Sejmu futbol to gra elegancka, a faule piłkarskie są niewinne w porównaniu z tym, jak grają politycy I ligi. Po tym, jak Konstanty Miodowicz dostał żółtą kartkę i został wysłany do szatni, kilku obecnych tam dziennikarzy usłyszało, jak Jacek Kurski, wysunięty do przodu napastnik PiS, zapowiadał, że sfinguje faul, a durna publiczność na to się nabierze i będzie rzut karny dla jego drużyny. Faul się opłacił. Masażyści Platformy dwoją się i troją. Środkowy napastnik Donald Tusk podczas masażu w telewizyjnym gabinecie odnowy „Prosto w oczy” był nie mniej poobijany i bezradny niż Andrzej Gołota. Może dlatego, że nie odgryzł Kaczyńskiemu ucha. Mówi się, że następny mecz sędziować mają już sędziowie neutralni, acz bardzo życzliwi „naszym przyjaciołom z Platformy”. Arbitrem głównym ma być Ludwik Dorn, a jego asystentami na liniach bocznych boiska pp. Ziobro i Wassermann. Delegat FIFA może podzielić się swoimi wrażeniami na łamach „Guardiana”.

Polityka 44.2005 (2528) z dnia 05.11.2005; Passent; s. 106
Reklama