Archiwum Polityki

Baza cyrków wymarłych

Sztuka cyrkowa w powojennej Polsce tworzyła się 30 km od Warszawy, w środku Puszczy Kampinoskiej, w byłych posiadłościach Michała Bersona, który przed wojną miał tu hipodrom, a na cześć swojej żony Julii miejsce to nazwał Julinkiem. Julinek stał się synonimem słowa cyrk. Ale nie ma już tamtego Julinka.

Po piętnastu latach od zlikwidowania bazy cyrkowej i po sześciu od zamknięcia Państwowego Studium Cyrkowego Julinek wygląda jak wymierająca osada zagubiona w dżungli. W hotelu nocują czasem robotnicy. Z sześciu wiat, w których garażowano setki wozów cyrkowych, tylko dwie są w dobrym stanie. Wynajmuje je firma zajmująca się wyposażaniem w namioty organizatorów imprez plenerowych.

W środku można doszukać się znaków mówiących o ich cyrkowym przeznaczeniu. Na drewnianych drzwiach widnieje metalowa pordzewiała tabliczka z napisem: „Cyrk As”. W którymś z boksów na ścianie jest napis wykonany czerwoną farbą: „Rodeo konne”. Ze stropów zwisają dziesiątki postrzępionych konopnych sznurów. Dyndające sczerniałe postronki wyglądają ponuro. W następnej wiacie znajduje się składowisko najdziwniejszych rzeczy: rozbebeszone lodówki, podium, klatki, dziesiątki okien z kolorowymi nutkami na szybach i przedmiot przyciągający szczególną uwagę – ogromna drewniana skrzynia z odbitym ekslibrisem przedstawiającym dwie żyrafy i napisem: „R-DAM”.

W trawie walają się pojedyncze plastikowe krzesełka zapełniające niegdyś cyrkowe loże. Dwie ostatnie wiaty są już tylko wielotonową kupą betonowego gruzu. Warsztaty samochodowe niedawno się spaliły. Jeden z hangarów wynajmuje firma produkująca okna dachowe. Sala gimnastyczna otoczona jest gęstym żywopłotem z pokrzyw. Parterowy budynek lecznicy dla zwierząt przesłaniają coraz wyższe krzaki i drzewa. Małą arenę porósł dorodny bluszcz; wygląda teraz jak dobrze zamaskowany obiekt wojskowy. Stare stajnie mają powybijane szyby i odrapane ściany.

Dalej stoją dziesiątki pustych klatek z przymocowanymi do nich tabliczkami z coraz mniej czytelną nazwą zwierzęcia.

Polityka 46.2005 (2530) z dnia 19.11.2005; Na własne oczy; s. 116
Reklama