Archiwum Polityki

Nauka historii

Każdy, kto szuka w archiwach materiałów do dziejów obyczaju czy, szumniej mówiąc, antropologii kultury dnia codziennego wie, że najcenniejsze bodaj są tutaj dokumenty policyjne i sądowe. Nikt tak jak śledczy nie zainteresuje się, co podejrzany (a co nam z tego, że podejrzany – sam wątek kryminalny ma dla nas przeważnie drugorzędne znaczenie) jadł na obiad, w co był ubrany, jak miał urządzone mieszkanie, z kim popijał, czego się bał, kogo szanował...

Podobne informacje dotyczące minionych lat znaleźć można jeszcze bodaj tylko w pamiętnikach, z tym że pamiętniki pisała inteligencja, a w każdym razie warstwa piśmienna, natomiast przestępstwa popełniali i popełniają przedstawiciele wszystkich stanów. Zresztą np. dwie serie międzywojennych pamiętników polskich chłopów wydane przez Józefa Chałasińskiego i Ludwika Krzywickiego są tak zaczytane, że nic już w nich nowego nie znajdziesz (na ich kanwie powstała m.in. „Konopielka” Redlińskiego). Poza tym memuaryści mają z reguły skłonność jeśli nie do idealizacji, to w każdym razie ideologizacji faktów. Śledczy natomiast nie upiększa. Baba nie nosiła majtek i cuchnęło jej z ust? I to zostanie odnotowane. Słynna rekonstrukcja życia w południowofrancuskiej wiosce Montaillou na przełomie XIII i XIV w., dokonana przez Emmanuela Le Roy Ladurie, oparta została właśnie na dokumentach inkwizycji, czyli mutatis mutandis ówczesnych służb bezpieczeństwa.

Nie sięgałem aż tak głęboko, jednak mijającym się z prawem w XVII–XIX w. i ich prześladowcom zawdzięczam bardzo wiele. Stąd też moje zamiłowanie również do wszelkiego rodzaju pitawali.

Mają one w piśmiennictwie polskim sporą (choć niestety dużo uboższą niż np.

Polityka 35.2003 (2416) z dnia 30.08.2003; Stomma; s. 98
Reklama