Archiwum Polityki

Papież

Miejscu Jana Pawła II w sercach Polaków nic nie zagraża. Ale kult papieża wyniszcza zdolność namysłu nad głębszym znaczeniem tego pontyfikatu.

W wywiadzie, który zbiegł się z ostatnią wizytą papieża w Polsce, wydrukowanym w „Przekroju”, krakowski jezuita profesor Stanisław Obirek przestrzegł przed „złotym cielcem”. Była to przestroga w duchu biblijnym. Nie papież jest bożkiem, tylko ludzie czynią zeń bożka. A dzieje się to kosztem bogactwa, jakie zawiera Ewangelia. Uczestnicy tego narodowego kultu nie widzą w tym niczego złego – czyż papież-Polak na to nie zasłużył? Wielu usprawiedliwia to także nadrabianiem zaległości z czasów Polski komunistycznej. Teraz w wolnej Polsce mamy wreszcie możliwość wyrażania naszych uczuć i długu wdzięczności. A na dodatek dajemy Polakom tytuł do dumy i zszywamy porwane za komuny więzi społeczne. Słowem, papież leczy i krzepi, a malkontenci zasługują na ostracyzm. Obowiązuje to nawet w zupełnie świeckiej dziedzinie poetyckich i dramaturgicznych dokonań Karola Wojtyły; trudno tu się doszukać sporu krytyków, obowiązuje deklaratywny zachwyt (patrz ostatnio „Tryptyk Rzymski”).

Taka postawa zniechęca do myślenia. Nie podejmujemy trudnych pytań. Jakie są złe skutki polskiej papolatrii, entuzjastycznej czci papieża? Czy przeciwnicy zamieniania papieża w narodowego złotego cielca nie mają nic istotnego do powiedzenia? Kult jednostki daje złudne poczucie wspólnoty, ale utrudnia publiczne dociekanie prawdy.

W 1988 r. odwiedziłem w Nowym Jorku redakcję wpływowego amerykańskiego tygodnika katolickiego. Wypytywano mnie o Solidarność, Kościół w Polsce, a przede wszystkim o papieża. Czułem, że nie wszystkie odpowiedzi trafiają do przekonania amerykańskim redaktorom, skądinąd bardzo życzliwym. Mówili grzecznie: No tak, to nie wasza wina, ale wy tam, za żelazną kurtyną, niczego nie rozumiecie.

Polityka 25.2003 (2406) z dnia 21.06.2003; s. 80
Reklama