Archiwum Polityki

Pieniądze

Zdradzenie, ile się zarabia, jest dzisiaj swoistym ekshibicjonizmem, tak jakby człowiek mówił o swoich najbardziej intymnych sprawach albo ranił miłość własną innych.

Za Polski Ludowej wysokość pensji inteligenta trafiła nawet do piosenki o okularnikach, gdzie „wiązało się koniec z końcem za te polskie dwa tysiące”. Zarobki nie były tajemnicą, pracowało się, przynajmniej oficjalnie, dla dobra kraju, a pieniądze miały służyć podtrzymaniu zdolności produkcyjnych. Ogromna dominacja własności państwowej natomiast gasiła emocje związane z posiadaniem znaczących dóbr: ruchomości były na talony, a po nieruchomości, i to lokatorskie, stało się w kolejkach obliczanych na dekady.

Dzisiaj o wysokości zarobków nie rozmawia się nawet w przyjacielskich gronach i to nie tylko dlatego, że obłożone są one przez pracodawców klauzulą poufności. O pieniądzach, o „kasie” wypada mówić ogólnie jako o nader interesującej sprawie, można pokazywać z dumą imponujący samochód czy apartament, ale już dokładna wysokość pensji jest objęta tabu. Zarabiane pieniądze stały się najważniejszym w istocie miernikiem pozycji człowieka, dowodem na to, jak jest oceniany przez kierownictwo firmy, w której pracuje, tym samym – jaka jest jego wartość rynkowa, która zastąpiła wszystkie inne.

Paradoksalnie, ludzie chętnie opowiadają o swoim życiu erotycznym, ale już wysokość kontraktu, jaki ostatnio zawarli, jest ściśle tajna. Co charakterystyczne, nawet to nasze wieczne polskie narzekanie przestaje obejmować sferę zarobków. Niegdyś narzekało się na marny system, który marnuje wybitne jednostki. Dzisiaj, jeśli narzeka się na niską pensję – to jak gdyby się mówiło: jestem tak mało wart. A to trudno znieść.

Zanika motywacja, że pracuje się dla postępu ludzkości, było to dobre alibi dla kiepskiej kondycji finansowej. Pracuje się teraz dla pomyślności firmy, gdyż tylko prosperujący zakład daje pracę. Dyskusja z regułami rynku jest beznadziejna.

Polityka 25.2003 (2406) z dnia 21.06.2003; s. 83
Reklama