Archiwum Polityki

Widok z windy

Z licznych listów i różnych wycinków prasowych (sygnowanych czasem przez dostojne pióra np. z „Gazety Polskiej”) wnoszę, że moje częste relacje z niezwykle częstych podróży niektórym czytelnikom działają na nerwy. Nie przypuszczam, by z powodów niskich (takich na przykład jak zawiść), zakładam więc, niezbyt szczerze, że błąd leży po mojej stronie. Nie potrafię go jednak naprawić, bo przemieszczanie się jest w moim zawodzie koniecznością, która wydaje mi się także pożyteczna, zgodnie z łacińską maksymą navigare necesse est.

Kilka dni temu byłem w Grazu, który pełni w tym roku funkcję kulturalnej stolicy Europy i dzięki temu postawiono tu kilka niezwykłych budowli. Jedną z nich jest winda wybudowana na placu. Winda, którą wjeżdżają turyści po to, by obejrzeć plac z ptasiej perspektywy. Dostawszy się na szczyt, nie można wyjść ze szklanej kabiny, można tylko rozejrzeć się i następnie powrócić na ziemię. Inną zabawną budowlą jest cień wieży, który towarzyszy prawdziwej wieży na wzgórzu wyrastającym w środku miasta. W początkach miasto Graz było ponoć osiedlem Słowian, a jego nazwa jest przekręceniem słowiańskiego określenia grodu. Później z Bawarii spłynęli Germanie. Wieża jest jednym z licznych wspomnień średniowiecza. Wybudowana za nią w tym roku bliźniacza czarna kopia jest znakiem cienia i służy wywoływaniu zdziwienia.

Na środku rzeki Mur wyrosła wyspa – wielka metalowa barka, przycumowana dwoma mostami do brzegów i unosząca się na wodzie. Mieści restaurację, amfiteatr i jakieś studio radiowe, ale jej głównym zadaniem jest zdumiewać. Zabawa świadomie przeważa nad praktycznością. Gospodarze wpędzili miasto w długi, ale stworzyli szereg nowych atrakcji dla turystów.

Polityka 24.2003 (2405) z dnia 14.06.2003; Zanussi; s. 97
Reklama