Archiwum Polityki

Ameryka i muzyka

sobotę 5 lipca byłem na koncercie Chóru Armii Amerykańskiej (US Army Europe Chorus) i – wierzcie mi – w sali koncertowej Akademii Muzycznej im. Chopina przy ulicy Okólnik 2 przeżyłem ponad godzinę zdumiewająco intensywnych wzruszeń. Wierzcie mi, ponieważ ja nie bardzo sobie wierzę. A ponieważ nie bardzo wierzę, próbuję własne emocje nazwać.

Można, rzecz prosta, zacząć od tego, że jestem w tak zaawansowanym wieku i w tak głębokiej psychofizycznej rozsypce, że byle co mnie wzrusza, z powodu byle czego beczę i np. na występie US Army Europe Chorus beczałem, ponieważ naszło mnie tragiczne przeczucie, że występujące w zespole białoskóre i zwłaszcza niektóre ciemnoskóre artystki – prędzej czy później – przeminą. Teza, choć zapewne prawdziwa, wszystkiego nie tłumaczy, nie mogę do końca życia zostać z jedynym wytrychem do świata emocji w garści, że mianowicie wszystko się kończy. To jest prawdziwe, ale to jest – powiedziałbym – mało ambitne.

Dalej. Być może dla mnie, człowieka zdecydowanie popierającego amerykańską interwencję w Iraku i – ma się rozumieć – nasze w tej wojnie alianctwo – wzruszający był sam widok amerykańskich mundurów. To jest z całą pewnością prawda, ale coś mi się zdaje, że zdanie: „Zbeczałem się na sam widok amerykańskiego munduru”, wziąłem raczej z literatury niż z głębi własnej duszy. I nawet jak w głębi duszy mam same wzięte z literatury zdania – wyjaśnienie jest mało przekonujące.

Być może źródłem emocji była wyłącznie muzyka, oni grali, śpiewali i tańczyli prawie same przeboje z lat 60., grali muzykę mojego dzieciństwa, dzieciństwo – jak powszechnie wiadomo – wzruszające jest bardzo.

Polityka 28.2003 (2409) z dnia 12.07.2003; Pilch; s. 84
Reklama