Archiwum Polityki

Dostaniemy skrzydeł

Już niedługo do Londynu i kilku innych miast Europy będziemy latać płacąc za bilet w obie strony mniej niż 100 euro. Dziś tyle kosztuje przejazd autokarem.

Aleksander Nowacki, muzyk i warszawski biznesmen, właśnie pożegnał siedemnastoletniego syna Maksa, który wsiadł do autobusu kursującego do Hamburga. – Przed nim prawie 11 godzin jazdy. Chłopak się wymęczy, ale spłacam kredyt i na samolot mnie nie stać. Za bilet autokarowy zapłaciłem tylko 60 euro. Lotniczy kosztowałby pięć razy tyle – mówi Nowacki.

Są szanse, że jesienią br. Maks Nowacki i wszyscy inni, których dziś nie stać na podróż samolotem, będą mogli porzucić kolej i autobusy. Wszystko za sprawą tanich przewoźników lotniczych takich jak Ryanair czy EasyJet, którzy z końcem roku zaczną naprawdę konkurować z LOT. Taką możliwość stwarza porozumienie o powstaniu Wspólnego Europejskiego Obszaru Lotniczego. Po latach gadania dochodzi wreszcie do liberalizacji usług lotniczych na obszarze niemal całej Europy. Polski rząd umowę ma podpisać w kwietniu. Wejdzie ona w życie w dwa miesiące po ratyfikacji przez wszystkich zainteresowanych. Być może jeszcze w tym roku monopol LOT zostanie złamany i za 60–100 euro będziemy mogli latać do Hamburga, Frankfurtu czy Londynu.

Do nieba za pozwoleniem

Do tej pory dostęp do polskiego nieba był ściśle reglamentowany za pomocą ok. 90 międzyrządowych dwustronnych umów lotniczych dzielących zazwyczaj po połowie korzyści płynące z obsługi każdej linii. Jednocześnie żaden inny, nieobjęty umową przewoźnik nie miał prawa do organizacji regularnych rejsów bez zgody polskiego ministerstwa i LOT. Uzyskanie takiej zgody graniczyło z cudem. Nic więc dziwnego, że LOT i jego uprzywilejowani partnerzy liczyli sobie za podróż słone ceny, a bilet powrotny do Londynu kosztował niedawno 1500 zł.

Perspektywa liberalizacji rynku i pojawienia się na naszym niebie tanich przewoźników skłoniła jednak Brytyjczyków do ustępstw.

Polityka 15.2003 (2396) z dnia 12.04.2003; Gospodarka; s. 40
Reklama