Do ludzi nie przemawia się argumentami racjonalnymi, tylko emocjonalnymi [art. „Nas do Unii nie zagonią!”, POLITYKA 11, o namawianiu do Unii – red.]. Czy w kraju, gdzie wedle badań OECD sprzed paru lat 75 proc. obywateli nie pojmuje informacji podawanych przez wiadomości TV, nie pojmuje wykresów, tabel, procentów itd. – propaganda prounijna ma się zasadzać na analizach lub – co ostatnio obserwuję – na odwrót, prostackich wyliczeniach, ile euro kto zyska na tym interesie? Toż w kraju pogrążonym od wieków w mitomanii należy apelować do uczuć, do idei, do wizji, rozciągać przed zdumioną publicznością perspektywy internacjonalnej miłości, wspólnoty, przyjaźni między narodami, zjednania, budowania nowego świata itp. Państwo powiecie, że to są androny, ale cóż szkodzi; czyż andronowata nie jest obecnie prowadzona skrajnie nieudolna, blada, nijaka, do emocji nietrafiająca propaganda? Wasz artykuł to mało, trzeba bić na alarm, bo jeśli stracimy szansę wejścia do Unii, to wdepczemy w błoto całe pokolenie. (...)
Adam Tarnówka,
Skała k. Krakowa