Archiwum Polityki

Pokój trudniejszy niż wojna

Co teraz – odrodzenie dżihadu czy bezpieczniejsze życie dla Irakijczyków i świata?

Wymowny był spór w amerykańskim rządzie przed interwencją w Iraku: zwolennicy prewencyjnego ataku z reguły nie służyli w wojsku ani nie żyli wśród Arabów – „gołębiami” zaś okazywali się zwykle doświadczeni żołnierze i znawcy arabskiej kultury. Wielu arabistów na całym świecie przekonywało laików, iż bez względu na to, że Saddam był krwawym oprawcą i ma na sumieniu może i milion ofiar – Irakijczycy będą się energicznie bronić przed najazdem obcych, a Irak stanie się dla Ameryki drugim Wietnamem.

Pierwsze tygodnie wojny zdawały się potwierdzać ten scenariusz. Okazało się jednak po raz kolejny, że żaden lud nie ma interesu, by bronić tyrana. Sceny obalania pomnika Saddama w Bagdadzie budziły wzruszające skojarzenia z podobnymi scenami z dziejów innych narodów. 9 kwietnia, dzień obalenia pomnika i toczenia jego pustego metalowego czerepu po asfalcie może będzie w przyszłości historyczną datą dla Arabów i początkiem większych przemian? Kto wie? W każdym razie – jak stwierdził senior komentatorów arabskich w Londynie – cała prasa regionu: od Arabii Saudyjskiej przez Egipt, Jordanię aż do Algierii ma teraz temat do przemyśleń. Wbrew temu co się mówi, sami Amerykanie nie spodziewali się, że opór wojsk wiernych dyktatorowi w Bagdadzie czy Basrze skończy się tak prędko: miały być jakieś specjalne gwardie republikańskie, tzw. czerwona linia obrony oraz pierścień zewnętrzny i jeszcze wewnętrzny. Tymczasem wojska weszły nad podziw szybko, bez przygotowania zaplecza, policji i służb porządkowych. Zapanował chaos, rabunki, bezprawie, które wystawiają złe świadectwo zarówno samym Irakijczykom jak i siłom koalicji. Ludność, mówią niektórzy, można jeszcze zrozumieć po dziesiątkach lat marnego życia w policyjnym państwie. Nie wszyscy przecież rabowali szpitale czy palili urzędy.

Polityka 16.2003 (2397) z dnia 19.04.2003; Komentarze; s. 20
Reklama