W warszawskim biurze Samoobrony przy Alejach Jerozolimskich panuje pogodna atmosfera. Z niezmiennie opalonego oblicza przewodniczącego Andrzeja Leppera, tytułowanego tutaj marszałkiem, bije spokojny optymizm. Latem i jesienią zeszłego roku sondaże zdawały się bezlitośnie wieszczyć koniec dobrych czasów Samoobrony, teraz od kilku miesięcy popularność partii znów rośnie (do 15–16 proc.), a przewodniczący ma coraz większe szanse w batalii prezydenckiej. W większości sondaży plasuje się na drugiej pozycji. Partyjni pochlebcy na internetowej witrynie Samoobrony porównują Leppera z liderami nurtu alterglobalistycznego – Naomi Klein i Josephem Stiglitzem. Przewodniczący miałby być też polską wersją prezydenta Brazylii Luli da Silvy. Robi się światowo.
– To głównie efekt naszej wytężonej pracy – mówi szef Samoobrony. Od sierpnia do listopada Samoobrona, jak zapewnia Andrzej Lepper, wyhamowała ze względów taktycznych, by nie przegrzać silników. Nieoficjalnie wiadomo, że lider musiał się też uporać z problemami zdrowotnymi. Potem przyszła zima, kiedy nastroje chłopskie i tak są podłe, wystarczy tylko je podtrzymywać. Dziś, w błękitnej koszuli i czarnym blezerze, przewodniczący wygląda kwitnąco.
Przez kilka dni przed Wielkanocą zaliczył konferencję prasową w Opolu, spotkania w Łodzi, na Śląsku, na Podlasiu, w Kielcach i Krakowie. Odwiedził też Dolny Śląsk, Lubuskie i Poznań. Wierzy, że punkty nabił sobie w Dzień Kobiet, gdy wraz z partyjnymi kolegami rozdał 100 tys. kwiatów oraz milion laurek z życzeniami: „Marca ósmy dzień dziś mamy, Święto wielkie w całej Polsce, Stąd życzenia Wam składamy, Wszak jesteście nam NAJDROŻSZE!”.
– Żadna inna partia nie miała tak szybko tak kompletnej oferty dla wyborców jak my – podkreśla poseł Stanisław Łyżwiński.