Stasys Eidrigevicius
(56 l., Paszport w 1993 r.): Rekwizytornia
Miłośnicy jego sztuki poczuliby się rozczarowani przekraczając próg lokalu, w którym od 25 lat powstają kolejne elementy wielkiej mistyczno-bajkowej układanki. To zaniedbane 34-metrowe mieszkanko w okolicach warszawskiego Starego Miasta. Nie ma w nim nic, może poza wielkimi drewnianymi okiennicami i starą szafą, pamiątką z Litwy, co kojarzyłoby się z fantastycznym światem z jego prac. Główny element wystroju to potężne metalowe sześciany z dziesiątkami szuflad, w których poutykał – w kolejności dość przypadkowej – pamiątki z kolejnych okresów twórczości.
– To chyba niezłe miejsce – zamyśla się Stasys – stąd wszędzie mam blisko. Poza tym przyzwyczajam się do rzeczy: marynarki, torby, butów, także pracowni. Miał studio w małym drewnianym domku koło Otwocka, ale w 1999 r. mu je spalono. Od lat marzy mu się pracownia na poddaszu, taka z oknem do nieba. Na razie nieograniczony dostęp do nieba ma podczas licznych rozjazdów po świecie. Wówczas wiele rysuje. Ma już ponad 300 szkicowników z podróży. Nowe miejsca dają nowe natchnienie – wyjaśnia. Ale zawsze wraca na stare śmieci.
– Jest i tak nieźle – śmieje się. – Przez wiele lat mieszkaliśmy tu całą rodziną, z żoną i trójką dzieci. Wszystko musiało się zmieścić: łóżeczka, lodówka. Do pracy pozostawał mi mały kącik. Powstawały wówczas tylko ekslibrisy, ilustracje książkowe, miniaturowe gwasze. Półki sięgały aż pod sufit, a na nich równiutko poukładane były setki, może tysiące plakatów. Miejsca wystarczyło na tyle, by usiąść przy stoliku zarzuconym mnóstwem pastelowych kredek. Z czasem miejsca przybyło, pojawiły się zaraz duże pastele, a w końcu także formy przestrzenne: maski lub instalacje.