Archiwum Polityki

Opowieści funkcjonariusza

Właśnie przeczytałem artykuł Piotra Pytlakowskiego [„Pajacyki na komendzie”, POLITYKA 5]. Cieszę się, że ktoś zainteresował się tym problemem. Jestem funkcjonariuszem policji z kilkunastoletnim stażem pracy.

Miałem okazję pracować w komórce zajmującej się problematyką nieletnich i nigdy w opisany sposób nie postępowałem, podobnie jak moi koledzy, choć czasami aż się niektórzy prosili, żeby im „przylać”. Niektórzy rodzice wręcz sami prosili o manto dla swoich pociech.

Wracając jednak do głównego tematu, to mam propozycję. Zamiast wysłuchiwać wielkodusznych życzeń gen. Siewierskiego, proponuję go raczej zapytać o sposób oceny jednostek warszawskich w zakresie pracy z nieletnimi. W Komendzie Stołecznej nikogo nie interesuje realizacja programów profilaktycznych, które mimo to są wdrażane. Jednostki rozlicza się tylko i wyłącznie biorąc pod uwagę, ile nieletnim przestępstw udowodniono, a raczej przypisano. (...)

Prawda jest taka: im więcej małolatów na komendzie, tym większa szansa, że coś się przy nich znajdzie i tym samym lepiej i dla KSP, i dla komendantów jednostek, bo dziury powstałe w statystyce z powodu niewykrycia sprawców innych przestępstw zapełniają przestępstwa nieletnich. Głównie wygląda to tak, że kilku czy kilkunastu policjantów pracujących w komórce dla nieletnich danej jednostki wytwarza połowę tego, co robi kilkudziesięciu policjantów pracujących w tzw. pionach wykrywczych (kryminalny i dochodzeniowy).

Druga kwestia to ta, że opisał pan zachowania policjantów ze służb patrolowych, a to w większości bardzo młodzi stażem funkcjonariusze. Stąd następne pytanie: Jak działają nasze resortowe szkoły? Kiedyś przyjmowano ze średnim wykształceniem i szkolenie trwało 3 miesiące, teraz przyjmują, z tego, co widzę, w większości z wyższym wykształceniem, szkolenie trwa rok i jakie mamy tego efekty?

Polityka 7.2005 (2491) z dnia 19.02.2005; Listy; s. 92
Reklama