Oto praktyczne ćwiczenia z globalizacji. Najpierw w ramach outsourcingu, czyli cedowania rozmaitych prac i usług na podwykonawców, wiele z nich trafiło z USA do Indii. Język ten sam, brytyjska kultura prawna i całkiem przyzwoita edukacja sprawiły, iż Indie powoli wyrosły na informatyczną potęgę. Również wiele call centers, usługowych centrów telefonicznych, przeniesiono w ten sposób o tysiące kilometrów – i gdy dzwoniło się do lokalnego banku gdzieś w wiejskiej ustronnej Ameryce, w słuchawce odzywał się głos z indyjskim akcentem. Indie zdominowały też anglojęczny rynek pomocy edukacyjnej na telefon. Teraz powoli zamieniają się role: to one w ramach outsourcingu szukają chętnych do pracy w Ameryce. Indyjski gigant Infosys Technologies rekrutuje tam absolwentów informatyki, aby po półrocznym stażu w Indiach zasilali amerykańskie filie. Również z punktu widzenia płac i stawek taka przeprowadzka zaczyna się opłacać. Indyjskie koncerny rekrutują podwykonawców w Chinach, Maroku i Meksyku. Tata Consultancy Service, główny rywal Infosysa, rozgląda się w Brazylii, Chile i Urugwaju. Wipro podnajmuje Kanadyjczyków, Portugalczyków i Rumunów. I wszystkim to się opłaca. Najbardziej na tym cierpi stereotyp Indii; fakt, pora się z nim pożegnać.