Archiwum Polityki

Dzieci wojny

W zachodnim zakątku Afryki, w ogarniętym wojną Sierra Leone, rebelianci walczą przeciwko wszystkim. Walczą rękoma dzieci tresowanych do zabijania, jak psy do walki z innymi psami. Pięciuset żołnierzy ONZ, skierowanych do nadzorowania rozejmu, zostało porwanych i dobrze nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Brytyjscy spadochroniarze, którzy wylądowali we Freetown, rozpoczęli ewakuację białych cudzoziemców.

W końcu ubiegłego roku Jan Paweł II udzielił absolucji 12-letniemu chłopcu, którego prawdziwego imienia nikt nie zna – prasa zwie go Sara. Uprowadzony przez rebeliantów z Sierra Leone w wieku 6 lat podzielił los wielu tysięcy rówieśników. Przez 6 lat mordował, jak go nauczono: strzelał, ale tak, by zadać jak najwięcej cierpienia, zabijał za pomocą kija, którym łamał podstawę czaszki, maczetą odciął setki rąk i nóg, nożem rozpruwał brzuchy.

Był odporny na kule, bo „Juju” odprawił nad nim stosowny rytuał, natarł ziołami i zakazał jeść banany i pomarańcze. Mógł natomiast jeść mięso zwierzęce zmieszane z ludzkim, to dawało siłę oraz pieniądze, gdy się z mieszanką poszło na bazar. 12-letni żołnierz wyszedł z buszu tylko dlatego, iż w dziewiątym roku wojny domowej rząd zawarł niesłychanie kruchy, jak się właśnie okazało, pokój, a UNICEF, Caritas i organizacje ONZ pod ochroną błękitnych hełmów zorganizowały obozy, w których kilkunastoletni mordercy przysposabiani są do normalnego życia, jeżeli to w ogóle jest jeszcze możliwe.

Sierra Leone to była kolonia angielska w Afryce Zachodniej między Liberią i Gwineą. Powstało z myślą o niewolnikach, uwalnianych z transportów i wykupywanych od handlarzy. Stolicę państwa nazwano Freetown – Wolne Miasto. Miasto wolności dosyć szybko przekształciło się w miasto ucisku: byli niewolnicy i ich potomkowie stworzyli nie tylko własną kulturę i język krio, lecz także okazywali pogardę miejscowej ludności przez całe dziesiątki lat utrzymując ją w posłuchu brutalnymi metodami. W 1961 r. Sierra Leone uzyskało niepodległość, co ludność przyjęła wybuchem radości.

Myśleliśmy, że będzie sprawiedliwie – opowiadał mi Towney z Freetown, były kandydat na azylanta w Anglii i Niemczech, syn jednego z ministrów w kolejnych rządach, które dochodziły do władzy w wyniku puczów i przewrotów, a odchodziły oddalane przez kolejnych chętnych do rządzenia.

Polityka 21.2000 (2246) z dnia 20.05.2000; Świat; s. 44
Reklama