Archiwum Polityki

„O wyższości jazzu nad jazzem”

Pytanie zawarte w nadtytule artykułu Mariusza Czubaja i Mirosława Pęczaka (POLITYKA 24) – jak pogodzić Warsaw Summer z Jamboree? – jest niestety retoryczne, gdyż Jazz Jamboree jest festiwalem całego polskiego środowiska jazzowego, a Warsaw Summer – prywatnym festiwalem Mariusza Adamiaka.

Jazz Jamboree powstał przed 40 laty nie tylko z potrzeby otwarcia granic dla muzyki z Zachodu, ale także jako okazja do prezentacji polskiej sceny na forum międzynarodowym. I tę rolę odegrał znakomicie, gdyż mimo tzw. żelaznej kurtyny oddzielającej Polskę od krajów zachodnich polski jazz zaistniał dzięki festiwalowi na mapie Europy i USA.

Program Warsaw Summer Jazz Days – jak przypominają autorzy – pomija twórczość polskich artystów, prezentując jedynie pewien wycinek amerykańskiego jazzu. Na tle bogatej obecnie oferty koncertów największych gwiazd amerykańskiego jazzu w ciągu roku, WS jawi się jako impreza prowincjonalna, niemająca żadnego znaczenia dla kultury narodowej. Znaczenie festiwalu trudno też poprzeć rzeczywistym zainteresowaniem imprezą, które nie przekracza 30 proc. widowni, chyba że grają artyści, którzy wcześniej gościli na Jazz Jamboree (jak wspomniany Pat Metheny). (...)

Robienie mu w poczytnym tygodniku reklamy, jakiej nie dostąpiło nigdy Jazz Jamboree podczas 40 lat swego istnienia, jest co najmniej dziwne.

Pod koniec artykułu autorzy zastanawiają się, jak wypromować młody polski jazz. I to jest właściwy temat, którym powinni zająć się w pierwszej kolejności – i to już dawno temu. (...) Wspominają o światowej ekspansji Japończyków, Skandynawów itp. Tylko nieznajomość tej tematyki usprawiedliwia naiwne formułowanie wniosków. Ekspansywne promowanie artystów skandynawskich znamy od dziesięcioleci i bez pomocy rządowej nic byśmy nie wiedzieli ani o oryginalnych skandynawskich klimatach, ani o Janie Garbarku.

Polityka 26.2001 (2304) z dnia 30.06.2001; Listy; s. 82
Reklama