Archiwum Polityki

Pracowita pszczółka w III RP

Najmilej obchodzić prywatne rocznice. Obywające się bez salw armatnich, przemówień, szkap paradnych, które nie miałyby cienia szansy na Służewcu, i przebierańców: rzadko trafia się święto bez aktora Zakrzeńskiego z karierą przedłużoną o wąsy marszałka Piłsudskiego. „Jeśli upuścisz książkę i złotą monetę, podnieś najpierw książkę” – naucza mędrzec. Zgodnie z tym apelem podnoszę książkę. Równo osiemdziesiąt lat temu ujrzała rozmazane światło dnia „Pracowita pszczółka – kalendarzyk encyklopedyczno-informacyjny” pod redakcją Antoniego Słonimskiego i Juliana Tuwima. Jest to rozkoszna bzdura; zapowiedź późniejszej inwazji pure nonsensu, humoru abstrakcyjnego, groteskopisarstwa Gombrowicza i Mrożka.

Czego dowiadujemy się na przykład o listopadzie? Ano – „w miesiącu tym, gdy już wszystkie liście pospadają z drzewa, należy opatrzyć piece i wybrać co zdrowsze gałęzie do ścięcia. Gałęzie te należy zaznaczyć ołówkiem, aby następnie nie mylić się i nie robić sobie oraz drzewu krzywdy. Ołówka należy używać atramentowego, gdyż ten w wilgoci nie ginie bez śladu...”. Tyle wskazówek dla rolników z epoki przed Lepperem. A co ze wspominkami historycznymi: „28. 1411 – średniowiecze w pełni. Wędrujące ludy walczą o stanowiska”. Obyczaje wędrujących ludów przetrwały. Walka o stanowiska, kto wie, czy nie ciekawsza od walki o Kandahar. I mało dziś takich, co pamiętają, że dla polityka-wieczność to tylko kadencja. Po niej dla najpracowitszej pszczółki kończy się czas spijania nektaru. Słonimski i Tuwim sporządzili listopadowy wykaz ważniejszych imion słowiańskich i obcoplemiennych: Samowar, Lewita, Wyszosław, Kopyciński, Hipek, Wolidar i Koparek.

Polityka 47.2001 (2325) z dnia 24.11.2001; Groński; s. 103
Reklama