Cała Polska mogła zobaczyć, jak się kochają Lech i Maria Kaczyńscy – kamery telewizyjne uchwyciły moment, gdy po mszy z okazji rocznicy odzyskania niepodległości pan prezydent szeptał czule do pani prezydentowej: „Maleńka, maluszku, kochanie...”. Żona ponoć nazywa go Leszeczkiem.
Jak wynika z badań oglądalności, koncert galowy „Nasza Niepodległa” zgromadził przed telewizorami mniej osób niż pokazywane w tym samym czasie seriale, a nawet niezbyt głośny film „Wyznania gejszy”.
Eryk Misiewicz w „Polsce” o roku rządów PO: „Przypomnę, z jakim westernem mieliśmy do czynienia wcześniej, z jaką strzelaniną. I wtedy pojawiła się opowieść PO o spokoju i cudach oparta na prawach dobrego filmu... I jeżeli sprawnie się tym wszystkim operuje, ludzie chcą jeszcze i jeszcze kolejnego odcinka – kolejnej kadencji w tym samym składzie. Chyba że w kinie obok pojawi się jeszcze lepszy film...”.
Marek Kondrat, który nieźle zna się na fabułach filmowych, wyznał, że ogólnie podoba mu się forma sprawowania władzy przez PO: „Sprawia mi to ulgę i przynosi zasłużoną nudę. Nudę, która jest zbawienna. Rząd nie może epatować samym faktem kierowania państwem. To powinno być jak w dobrej reżyserii: zupełnie niezauważalne. I tak się właśnie dzieje”.
Agnieszka Holland w wywiadzie dla „Dziennika”: „Czytałam niedawno scenariusze na konkurs rocznicowy Solidarności – 20 tekstów słabych na ogół. I w prawie wszystkich jako główny spiritus movens występuje ubek albo agent, albo agent i ubek razem, a czysty opozycjonista jest przegrany, wpada w depresję, kończy w szpitalu psychiatrycznym albo popełnia samobójstwo.