Archiwum Polityki

Rumun czy Rom?

Rumun czy Rom?

Dobry reportaż Edyty Gietki [„Na oczy czarne”, POLITYKA 28], chwytający za serce swą drastycznością, prócz wielu litrów prawdy zawiera jednak w sobie kroplę kłamstwa, która – niczym kropla dziegciu – zatruwa całą beczkę. Otóż komisarz Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji tłumaczy, że dzieci, których straszny los na ulicach Warszawy jest w artykule opisany, „to nie są cygańskie dzieci. Cyganie swoimi dziećmi nie handlują”. W ślad za tym autorka sączy czytelnikom wiedzę, że są to Rumuni, a słowa: Rumuni, Rumunia, rumuńskie – pojawiają się w tekście bez komentarza 47 razy, podczas gdy sugestia, że może chodzić o Romów – tylko jeden raz, i to w odniesieniu do obywateli Rumunii aresztowanych ostatnio we Włoszech. Pracujący tam „rumuńscy hydraulicy”, nie mający z Romami nic wspólnego, nie mniej cenieni niż polscy hydraulicy we Francji, w Anglii czy Irlandii, boją się dziś mówić na ulicy w swoim języku, bo bywają bici w biały dzień przez obrońców włoskiej czystości rasy.

Pragnę upewnić, że wszyscy bohaterowie tekstu są niewątpliwie Romami, a jeśli panu Urbańskiemu wolno autorytatywnie stwierdzić, że „Cyganie swoimi dziećmi nie handlują”, to mi wolno, nieco bardziej zgodnie z prawdą, poinformować, że prawdziwi Rumuni nie żebrzą. Spotykają się natomiast w Europie zbyt często z pogardą na skutek utożsamiania ich z Romami, stanowiącymi w ich kraju aż 10-procentową mniejszość etniczną, którą zresztą traktują niedobrze. Ale w całej Europie – również w Polsce – pogardza się niesłusznie Romami, z odrobiną poprawnego politycznie współczucia.

Nie mam nic przeciw rumuńskim Romom.

Polityka 29.2008 (2663) z dnia 19.07.2008; Listy; s. 86
Reklama