Mieczysława Rakowskiego poznałem w 1958 r., pięćdziesiąt lat temu, kiedy był młodym redaktorem naczelnym „Polityki” i przyjmował mnie do pracy. Wkrótce zostaliśmy dobrymi kolegami, żeby nie powiedzieć – przyjaciółmi. Kiedy pewnego razu wraz z Wandą Wiłkomirską – swoją pierwszą żoną – wyjechali do Wiednia, pozostawili mi pod opieką swoich dwóch synków – Włodka i Artura. Starałem się nie sprawić zawodu. Innym razem, kiedy otrzymał propozycję kandydowania na zastępcę członka KC PZPR, spotkaliśmy się we trójkę z Wandą w kawiarni Nowy Świat, żeby omówić to wydarzenie.
Polityka
46.2008
(2680) z dnia 15.11.2008;
Wspomnienie;
s. 119