Archiwum Polityki

Jak w zegarku

Rozmowa z prezydent Szwajcarii Micheline Calmy-Rey

Marek Ostrowski: – Każdy chciałby być Szwajcarem albo przynajmniej mieszkać w Szwajcarii. To nie tylko kraj malarskich pejzaży, ale i spokoju w polityce.

Micheline Calmy-Rey: – Przyjmuję komplement; rzeczywiście to kraj stabilizacji i równowagi. Ludzie dobrze się u nas czują, sami dbają o scenerię, w jakiej żyją, i to aktywnie, bo wiedzą, że mają we wszystkich tych sprawach decydujący głos.

Słowo stabilizacja bardzo mnie dziś pociąga, bo niestety w Polsce nie mamy tego w nadmiarze. Pani rodacy są spokojniejsi?

Nie. Ale mają instytucje, które oferują ludziom różnych kultur i poglądów pokojową koegzystencję, możliwość życia razem. Instytucje polityczne stale poszukują równowagi. Cztery główne siły polityczne kraju, cztery największe partie są zawsze reprezentowane w rządzie. To – w połączeniu z demokracją bezpośrednią – sprawia, że rząd musi nie tylko unikać skrajności, ale więcej: żeby rządzić, musi stale dążyć do porozumienia ze wszystkimi, stale brać pod uwagę różne wrażliwości.

Nawet kilkuprocentowe zmiany wyników wyborczych tych czterech partii nie prowokują zmian w rządzie. Ministrów jest zawsze siedmiu. Jak to się dzieje, że nie ma u was polityków, którzy chcieliby wziąć więcej?

Rzeczywiście, zmiany polityczne w rządzie są rzadkie. Taki nasz zwyczaj, że staramy się w rządzie nie tylko o reprezentację zgodną z podstawowym podziałem partyjnym. Ministrowie muszą także odzwierciedlać odmienność kantonów, języków, religii, a także płci. To logika harmonii, przyznam, że dość skomplikowana.

Nadal nie rozumiem, dlaczego przy tak ogromnych różnicach nie ma u was wojen politycznych?

Nie żyjemy w systemie alternatywnych rządów: raz rządzą jedni, raz drudzy.

Polityka 20.2007 (2604) z dnia 19.05.2007; Świat; s. 56
Reklama