Istnieje nieusuwalna luka między tym, co ekonomicznie konieczne, i tym, co politycznie możliwe. Zwycięzcy wyborów pragną przełamać dotychczasowy cykl polityczno-ekonomiczny, który na każdym wyborczym zakręcie wynosił do władzy opozycję. Łaskawiej obchodził się z rządowym zaniechaniem aniżeli z reformatorami. Dlatego strategia ekonomiczna, jaka rodzi się w rozmowach PO z PSL, uwzględni polityczny kalendarz, a zwłaszcza wybory prezydenckie w 2010 r. Nie usprawiedliwia to jednak niejasnych sygnałów, nadawanych przez kandydatów na resorty gospodarcze. Środowiska gospodarcze nie oczekują żadnego cudu. Zasługują natomiast na minimum przewidywalności i partnerskich konsultacji, zanim zacznie się je uszczęśliwiać zza ministerialnego biurka.
Priorytetowy kierunek natarcia nowego rządu wyłonił się z sondażu (dziennik „Polska”), w którym zapytano o społeczne oczekiwania. Są one zaskakująco dojrzałe, cywilizacyjne w swym charakterze, a nie roszczeniowe. Na pierwszym miejscu autostrady, czytaj nowoczesny i bezpieczny system transportowy. Należy zatem uznać infrastrukturę za główny obszar misji modernizacji kraju i poprawy jakości życia.
Infrastruktura to nie tylko bezkolizyjne drogi, lecz także szybka kolej, której Polacy nie doceniają, mając do czynienia z Intercity i Włoszczową, oraz rosnący skokowo ruch lotniczy. To także infrastruktura łączności godna XXI w. Słowem, autostrady i infostrady. Tu jest szansa namacalnego przełomu, bowiem spotykają się szczęśliwie przesłanki polityczne i finansowe. Rosnąca świadomość zagrożenia życia i zdrowia na polskich drogach splata się z solidnym zasileniem w środki unijne – 27,9 mld euro na program „Infrastruktura i środowisko” w latach 2007–13 plus 8,1 mld euro wkładu własnego. Dokłada się do tego zewnętrzny przymus w postaci organizacji Euro 2012, co sprawia, że tolerowane w Polsce zaniechanie w tym przypadku oznaczałoby międzynarodową kompromitację!