Archiwum Polityki

Sorry

17 września w Warszawie pod Pałacem Kultury i Nauki rozmawiałem z młodym człowiekiem, który chciał się czegoś ode mnie dowiedzieć dla jakiejś gazety. – Zwykły, normalny dzień, jakie ma pan reminiscencje patrząc na ten gmach? – spytał. A ja patrzyłem na ów zabytek i chichot historii mi się udzielał, więc odpowiedziałem, że myślę o plecach i o nożu. Patrzył na mnie jak na wariata, a ja na niego z rozczuleniem. – Dziś jest 69 rocznica noża w plecy – wyjaśniłem. W dalszym ciągu nie rozumiał, więc mu w wulgarnym skrócie powiedziałem o 17 września 1939 r. – Nóż w plecy? Nie znałem tego powiedzenia, no ale cóż, my, Polacy, zawsze mieliśmy ciągotki do poetyckiego określania naszych cierpień – zakończył temat. – Myli się pan – powiedziałem. – „Nóż w plecy” to był tytuł artykułu w londyńskim dzienniku „Times” z 18 września 1939 r. „A Stab in the Back”. Specjalny korespondent gazety nadał z Helsinek wiadomość, że Związek Sowiecki nakazał swym oddziałom przekroczenie granicy, aby uderzyć Polskę nożem w plecy. Tak to napisał. To jest brytyjska poezja, a nie polska, jeżeli w ogóle można tu mówić o poezji.

Myślałem, że na tym się skończy, ale chichot odezwał się pod sam koniec dnia. Oglądałem w TVN program polski pod tytułem angielskim „You Can Dance”. Czyli, można powiedzieć, znów brytyjska poezja. Trafiłem na sam koniec – występował chłopak nadzwyczajnie sprawny fizycznie, ze znakomitym poczuciem rytmu. Zrobił szpagat i jeszcze kilka figur gimnastyczno-tanecznych. Był świetny. Potem głos zabrał młody juror: – Byłeś najbardziej zajebisty ze wszystkich tu dzisiaj – powiedział.

Polityka 40.2008 (2674) z dnia 04.10.2008; Tym; s. 114
Reklama