Archiwum Polityki

Piętno

Rozmowa z prof. Anną Izabelą Brzezińską z Instytutu Psychologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i SWPS w Warszawie o homoseksualistach, którzy chcieliby być rodzicami

Łukasz Długowski: – Ostatnio niektóre media podniosły alarm, że homoseksualiści z innych krajów mogą – za przyczyną pewnej furtki w prawie – adoptować polskie dzieci. Słyszała pani, co Polacy mówią o homoseksualistach, którzy chcą wychowywać dzieci?

Anna Brzezińska: – Wszyscy mówią bardzo podobnie. Niezależnie od środowisk, z których pochodzą, od poziomu wykształcenia. Generalnie są przeciw. Kiedy mówi się o lesbijkach, które chcą urodzić własne dziecko, lub gejach, którzy chcą je adoptować, emocje są bardzo silne i zaczynają przesłaniać rozum.

Czego ludzie się boją?

Nie wyjaśniają, dlaczego to im się nie podoba, mówią: absolutnie zgodzić się z tym nie można. Mam poczucie, że wpadają w pułapkę stereotypów – nadmiernie upraszczają rzeczywistość, powtarzają zasłyszane opinie i niespecjalnie zastanawiają się, o co tak naprawdę chodzi.

A o co chodzi?

Są dwa istotne obszary tego społecznego niepokoju. Po pierwsze, ludzie boją się, że pary homoseksualne nie ochronią dziecka przed negatywnymi sytuacjami, w których ono się znajdzie i jako dziecko, i jako dorosły. I ten niepokój podzielam.

Po drugie, bardzo wyraźny jest niepokój o to, że dziecko wychowywane przez parę homoseksualną nie będzie miało właściwych wzorców do identyfikacji z własną płcią. Zakłada się z góry, że dwie kobiety lub dwaj mężczyźni źle wychowają dziecko, bo zabraknie drugiego wzorca – kobiety lub mężczyzny.

A wychowają źle?

Nie wiem, tego nie można przewidzieć z góry. Dlatego postawiłabym sprawę tak: ludzie, skoro tak myślicie, rozejrzyjcie się wokół siebie i zobaczcie, ile jest niepełnych rodzin! Po rozwodzie dzieci czasami są radykalnie odcinane od kontaktów z ojcem – dlaczego nikt wtedy nie stawia pytania, jaki wzorzec ojca będzie miało dziecko?

Polityka 49.2009 (2734) z dnia 05.12.2009; Kraj; s. 16
Reklama