Archiwum Polityki

Pomysł się wykoleił

Polski rząd poszedł na rękę kolejarzom i aż na półtora roku zwolnił przewoźników pasażerskich z obowiązku wypłaty odszkodowań za opóźnienia pociągów, mimo że obowiązujące od 3 grudnia unijne prawo umożliwia takie świadczenia. PKP Intercity, jako jedyny polski przewoźnik, zdecydował się na wypłaty rekompensat dobrowolnie – pasażerowie, którzy dotarli na miejsce z co najmniej godzinnym opóźnieniem, mogą wystąpić o bon uprawniający do zniżki odpowiadającej jednej czwartej ceny biletu za przejazd pociągiem, który się spóźnił (jeśli opóźnienie przekroczy 2 godziny, kwota ta wzrośnie do 50 proc.). Rabat będzie można wykorzystać tylko na zakup kolejnego biletu.

Na taką szczodrość PKP Intercity mogło sobie łatwo pozwolić. Z naszych wyliczeń wynika, że spółka niewiele ryzykuje. Po pierwsze, promocja dotyczy wyłącznie składów oznaczonych symbolem IC. Osoby podróżujące ekspresami, TLK lub pośpiesznymi na rekompensaty za spóźnienia nie mogą liczyć. W rozkładzie PKP są 44 połączenia IC dziennie, co oznacza, że w ciągu miesiąca w trasę wyrusza ponad 1300 składów. W październiku o ponad godzinę spóźniło się łącznie 28 pociągów, ale tylko 8 z nich z winy kolejarzy. To ważne, gdyż spółka zastrzegła sobie, że nie odpowiada za opóźnienia wynikające z przyczyn od niej niezależnych, takich jak wypadki, kradzieże kabli czy śnieżyce. Na odszkodowanie w październiku mogliby zatem liczyć pasażerowie jedynie 0,6 proc. wszystkich pociągów IC. Aby zdobyć bony, trzeba do wniosku dołączyć oryginalny bilet. Osoby podróżujące służbowo zrobić tego nie mogą, gdyż muszą go oddać do rozliczenia do księgowości.

Gdyby PKP Intercity dbało o pasażera, a nie tylko o swój wizerunek, to promocje rozszerzyłoby na pozostałe kategorie swoich pociągów.

Polityka 50.2009 (2735) z dnia 12.12.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama