Archiwum Polityki

Pić czy czytać

Niedawno posłowie PiS ogłosili projekt zmiany ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, zgodnie z którym na butelkach z alkoholem miałyby się obowiązkowo pojawić napisy ostrzegające przed skutkami picia. Projekt natychmiast rozbudził dyskusję o tym, czy tworzenie napisów to dobra metoda walki z alkoholizmem i czy takie napisy mogą kogokolwiek zniechęcić do picia.

Zwolennicy napisów twierdzą, że są one konieczne, bo po przeczytaniu ostrzeżenia przynajmniej część pijących zrezygnuje z alkoholu w obawie o zdrowie, ci zaś, co przeczytają i będą pili dalej, będą mieli przynajmniej okazję do lektury, dzięki czemu wzrośnie u nich kultura picia. Jest to argument o tyle istotny, że dla wielu z tych osób czytanie napisów na butelkach to jedyny kontakt ze słowem drukowanym, dlatego takich napisów powinno być jak najwięcej. Nie można wykluczyć, że po wielokrotnym przeczytaniu takiego samego napisu na kolejnych butelkach, znudzony pijący sięgnie również po jakieś inne teksty.

Przeciwnicy napisów zauważają z kolei, że skuteczność napisów jest wątpliwa choćby dlatego, że zdecydowana większość pijących, podejmując czynność picia, nie myśli o swoim zdrowiu, tylko o tym, żeby się napić. Ci zaś, których napisy wystraszą, prawdopodobnie i tak będą pić dalej, tyle że z bolesną świadomością, że picie im szkodzi. Jest to sytuacja społecznie niebezpieczna, gdyż pijący powiadomiony o tym, że picie mu szkodzi, będzie przygnębiony, może utracić chęć do dalszego rozwoju, popaść w depresję, a nawet stać się agresywny wobec otoczenia w przekonaniu, że i tak bardziej sobie nie zaszkodzi. Poza tym, dodają znawcy tematu, napisy ostrzegawcze będą widoczne jedynie przy pierwszych kilku kieliszkach, kiedy pijący ma bardzo mocne przekonanie, że alkohol mu pomaga i jest zdeterminowany, aby tę pomoc sobie nieść.

Polityka 1.2010 (2737) z dnia 02.01.2010; Fusy plusy i minusy; s. 108
Reklama