Archiwum Polityki

Piękna i bestie

Mityczna, niepokonywalna bestia, straszliwy potwór – Behemoth został ugodzony. W serce. Stało się to w chwili, gdy Doda, królowa kolorowych pism, naczelna polska celebrytka, wybrała sobie za

Be-he-moth! Be-he-moth! – tłum fanów pod sceną zaczyna falować. W takt skandowanych słów potrząsają wyciągniętymi w górę rękoma. Palce dłoni układają się w znak rogów.

Od początku trasy koncertowej Behemotha ścigał list Ryszarda Nowaka – samozwańczego obrońcy Polaków przed sektami. Do władz miast, w których zaplanowano występy, pisał on, że ten „czołowy zespół satanistyczny specjalizuje się w szydzeniu z uczuć religijnych chrześcijan”, znany jest z „publicznego niszczenia symboli religijnych, gloryfikacji morderstw, pochwały podpalania kościołów”. Domagał się odwołania imprez. W Krakowie sprawę potraktowano poważnie: koncert obserwowały na żywo policja i straż miejska. W Łodzi władze zaapelowały do właścicieli klubu o rezygnację z imprezy.

Wokalista, a zarazem gitarzysta grupy Adam Darski, znany jako Nergal, przekonuje: straszyć kogoś Behemothem to tak, jakby chciało się zaszczepić dziecku lęk przed nocą – żeby dobrze czuło się tylko w ciągu dnia. Noc i dzień. Czarny i biały. Dobro i zło. Oni nie chcą wybierać spośród tych skrajności. Świat jest złożony – o takim chcą i będą śpiewać.

Akcja Nowaka nie zaprząta więc głowy Nergala. Myśli krążą wokół innej osoby – skrytej teraz w loży VIP, dwa piętra nad sceną gdańskiego klubu Parlament. Z półmroku loży wyłaniają się tylko jej czarne, sznurowane buty do kolan.

Be-he-moth! Be-he-moth!

krzyk fanów przebija się przez wiercące w trzewiach intro. Nergal, gitarzysta Patryk Sztyber, pseudo Seth (przez kumpli nazywany raczej Paździochem, bo imię egipskiego boga świata umarłych jakoś do niego nie pasuje), i basista Tomasz Wróblewski, pseudo Orion, stoją bez ruchu na scenie. Zza ich postaci wyłania się wycięty z blachy wielki dwugłowy orzeł trzymający w szponach Gwiazdę Chaosu.

Polityka 2.2010 (2738) z dnia 09.01.2010; s. 92
Reklama